W filmie wiele jest luk i niedopowiedzen. Jest nieco miałki, płytki. Smutne, że żeby móc opowiedzieć cokolwiek o holocauście i zainteresować widza, trzeba uciec się do konwencji łzawego romansidła. Reżyser tak dalece wszedł w ta konwencję, że chyba zrezygnował z głębszego wprowadzenia widza w tło historyczne wydarzen. Tło zreszta jest nieprzyjemne i istniało duże ryzyko, że może ono odstraszyć widza od ogladania filmu, gdyby dokładniej je pokazać. Z tego ryzyka Pan Daldry jako doświadczony filmowiec z pewnościa zdawał sobie sprawę i umiejętnie go uniknał. Uniknał pokazania zbrodni Pani Schmitz. Wielu spraw uniknał. W zasadzie cały film to taki niezły unik. Unika przez cały czas przecież Michael. Unika żony, unika Pani Schmitz, córki też unikał, kumpli unikał, odpowiedzialności unikał (proszę mi wybaczyć, że mylę kolejność unikania)..
Na szczęście Pan Daldry unika również tego co niefajne, to jest taniego moralizatorstwa. Na szczęście aktorstwo jest na dobrym poziomie, szczególnie Pani Winslet gra wyjatkowo dobrze, choć ubolewac można, że to dobre granie przypadło akurat na ten łzawy romans. Nie mogę się oprzeć skojarzeniom z Titaniciem, zdaje się, że Pani Winslet ma pecha do łzawych romansów.
Tyle w Lokatorze holocaustu i prawdy historycznej ile w Titanicu opowieści o katastrofie i tragedii.