Zacznę od tego, że film widziałam w ostatnich dniach po raz drugi. Nie pamiętałam, co czułam po pierwszej projekcji. Blank page. Postać Michaela mnie wciągnęła. Jego historia, to co mógł czuć i przeżywać w środku. To jak dorósł, szybciej i intensywniej niż jego koledzy. Jak zdarto z niego okruchy dzieciństwa. Nabrał pewności siebie. I jak letni romans stał się dla niego równią pochyłą dla dalszego życia osobistego. Natomiast postać Hanny. Kate zagrała kobietę zmęczoną życiem, bardzo przekonująco. Z jednej strony chciałoby się jej współczuć, a z drugiej jej manipulacja chłopcem jest oczywista. I tak rodzi się z czasem obraz Hanny, z jednej strony nieco przytłumionej (być może osobie o obniżonej inteligencji, szczególnie emocjonalnej), z nerwicą natręctw (scena kiedy zaciekle szoruje M) zahukanej analfabetki, która za wszelką cenę, próbuje to ukryć (zamiast się zebrać w sobie i nauczyć czytać), i desperacko pragnącej choćby odrobiny miłości. Z drugiej strony kobiety niemoralnej, wycofanej i egoistycznej. Wszystko oczywiście do pewnego stopnia. Dla mnie ten film nie był o wybielaniu Niemców. Rozumiem jednak, że obawa niektórych o zaburzanie pamięci historycznej jest słuszna. Polacy znają realia II wojny światowej dogłębniej niż inne narody. Pozwala to nam interpretować film z punktu widzenia historii Michaela i Hanny, a nie tragedii obozowych. My znamy wiele filmów (np. Artmetyka diabła), i form literackich ukazujących tamte realia. Nie musimy się opierać tylko na tej melodramatycznej opowieści. Tak czy inaczej. Czy nie warto poznawać tematu z różnych punktów widzenia? Film pokazuje do czego jesteśmy zdolni. Do rzeczy pięknych, ale też do okrutnych. I jak widać po pozostałych więźniarkach na ławie oskarżonych, wcale nie jest oczywiste, że każdy człowiek ma sumienie i potrafi okazać skruchę.
Zgadzam się z Tobą, zwłaszcza z celną oceną Hanny. Jej zachowania nie potrafię w żaden sposób wytłumaczyć, chyba faktycznie tylko swego rodzaju upośledzeniem umysłowym, głupotą? bo przecież nie analfabetyzmem... Film wg mnie absolutnie nie wybiela Hitlerowców, juz bardziej próbuje pokazać moralne rozterki zwykłych Niemców zmuszonych żyć z piętnem wojny i z ludźmi bezpośrednio zaangażowanych w tworzenie tego piekła. Dla mnie ten film jest po prostu o miłości i wybaczeniu. Najbardziej poruszające sceny wg mnie to te ostatnie, gdy Michael usilnie próbuje najpierw wywołać u byłej kochanki przemyślenie przeszłości poprzez literaturę, potem szuka i dąży do usprawiedliwienia jej czynów i wybaczenia. Myslę, że tego rodzaju rozterki, problem z rozliczeniem czasu wojny, moralnych postaw i zachowan miało wielu Niemców.