Wizualnie piękny film, ale niestety jeśli chodzi o muzykę, to jest wielu aktorów, którzy się nie spisali.
Na przykład Russel Crowe, który kiedy zaczynał śpiewać wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Może
jego gra aktorska była poprawna, ale nie śpiew. W odbiorze filmu bardzo przeszkadzało mi to że
nawet najbłahsze dialogi były wyśpiewywane, przez co film ciągnął się w nieskończoność.
Jak dla mnie, nie jest to film, który można obejrzeć w kinie. Chyba, że dla wielkich fanów
100procentowych musicali.
Krótko mówiąc: jeżeli akurat jesteś w kinie i nie wiesz na co iść- nie idź na nędzników.
to jest musical. a skoro nim jest, to każdy dialog musiał być wyśpiewywany. szczególnie, że film powstał na podstawie musicalu w wersji scenicznej, więc trzymać się musiał formy oryginalnej. to trochę tak, jakbyś powiedział/a, 'jeśli nie lubisz horrorów, to nie idź do kina na horror' - z całym szacunkiem, ale trochę głupie ;)
Wydaje mi się, że zdarzało mi się obejrzeć musicale, w których nie wszystko było śpiewane. Nic nie zmienia faktu, że film się dłuży.
Byłam na 'Nędznikach" w Romie, i moje wrażenie było dużo lepsze niż na tym filmie.
Nie wszystkie musicale mają tylko tekst śpiewany. W większości między piosenkami tekst jest mówiony.
Musicale uwielbiam, zarówno te na wielkim ekranie jak i na deskach teatru, ale w całym uielbieniu dla gatunku trzeba być obiektywnym. Po 'Nędznikach' spodziewałam się czegoś co porwie mnie od pierwszych sekund a po zakończeniu dalej będę chciała więcej. Niestety wyszło tak sobie. Pewnie obraże wielu znawców i miłośników musicali... ale poza Eddim Redmaynem i duetem Cohen - Bonham Carter niewiele mnie zachwyciło. Owszem świetna scenografia, nastrój ale partie śpiewane głównym bohaterów niemiłosiernie się dłużyły... miałam wrażenie jakby Jackman był naprawdę 19 lat w męczarniach i musiał śpiewać cały czas. A przecież potrafi śpiewać! Anne Hathaway 50 minut na ekranie i nominacja do Oskara, tak powiedzą, że poświęcenie, strata kilkunastu kg i pieknym włosów. Ale na deskach teatru nikt nagle nie chudł ani nie tracil burzy loków a widzowie wychodzili zahipnotyzowani.
Musical w założeniu piękny z wielkim potencjałem, jak dla mnie niewykorzystanym.
akurat Anne mnie porwała. i to nie przez to całe poświęcenie. jedna piosenka - I dreamed a dream - i byłam jej. wspaniała. ale podobnie, jak karaudrey nie mogłam się przyzwyczaić do Russela. cały czas miałam wrażenie, że jest z jakiejś innej bajki.
A wg mnie Russel Crowe odegrał jedną z najlepszych ról tutaj. Zafascynował mnie od samego początku, rola co najmniej tak dobra jak Jackmana.
ja nie mówię, że on źle zagrał, czy zaśpiewał. uważam, że śpiewał bardzo poprawnie (choć nie jestem specjalistką, ale mi się tak wydawało). po prostu nie pasował mi. i tyle.
DIESILLA zgodze się, że duet Cohen - Bonham Carter był rewelacyjny, zagrali to świetnie, wokalnie nie wiem nie znam się, ale podobało mi się i podobał mi się chłopiec grający Gavrocha. Co do Eddiego Redmayna - jakoś mnie irytował sposób jego gry i śpiewania, wiem wiem kwestia gustu. Rusell jak śpiewał to buzia mi sie cieszyła, ale jakoś mimo wszystko nie pasował mi do wersji śpiewanej Javerta. Annie.... no i tutaj sama nie wiem I dream... zagrała świetnie, ale sam jej śpiew jakoś też mnie nie zachwycił. Prawda taka, że każdemu będzie podobało się co innego i nikomu się nigdy nie dogodzi. Jedymy minus jak dla mnie to długość filmu, skróciłabym go o dobre 30 min.
oj tak mały Gavroche i mała Cosette byli świetni. Eddiego chyba poprostu lubie:P A chyba śpiewać potrafi z tego co czytałam dostał nagrodę Tony. Oczywiście każdemu będzie się podobać co innego, każdy zwrócił uwage na inne kwestie. I zgadzam się co do długości filmu trochę się dłużylo. A Anne... poczekamy na galę wręczania Oskarów, ja trzymam kciuki za Sally Field i jej rolę w Lincolnie!