Jak można było tak zmasakrować taką książkę.
Im dalej, tym nudniej - i te śpiewy. Ja rozumiem konwencję, ale anie to opera, ani musichall -
koszmarek jakiś wyszedł i tylko siłą woli dobrnąłem do końca.
Książka jest wspaniała. Ale Musical i Opera to nie jest to samo. Wyszedł piękny musical. Nieźle odwzorowany.
Piękny? Dłużyzny były takie, że miałem ochotę przewijać do kolejnej sceny.
Jak na musical to było za dużo (!) śpiewania na siłę. Przecież nie chodzi o to, żeby każde zdanie było odśpiewane, bo to już jest opera, a reżyser usilnie starał się tam coś takiego zrobić tyle, że mu to nie wyszło.
Co do odwzorowania - nawet główny wątek potraktowali po macoszemu, pomimo długości całego filmu. Gdyby ktoś się zastanowił i powiedział tak: "a może niech oni czasami coś powiedzą, zamiast to wyśpiewywać - zaoszczędzimy z pół godziny co najmniej i będzie można więcej z książki pokazać" - to byłby do strawienia. Ale po co?
Bo to musical? I dla fanów musicali? Mogłeś w ogóle nie oglądać, przymusu nie było żadnego. Wątpie aby ktoś przystawił ci pistolet do głowy i kazał oglądać, a jak nie to Ci rozwali głowe. Musicale są dla fanów. Osobiście nie toleruje filmu mówionego z kilkoma piosenkami. To wtedy tylko film muzyczny a nie musical. Musical powinien być w całości śpiewany.
Film pierwotnie trwał ponad cztery godziny. usuneli sporo, ale uważam, że usunęli zbędne opisy Hugo jakie wydłużały książkę.
Argument: "mogłeś nie oglądać" nie jest żadnym argumentem. Chciałem oglądnąć ten film, ale mi się nie spodobał - chyba jeszcze wolno mieć opinię negatywną po obejrzeniu. Lubię oglądać musicale, ale ten był po prostu słaby.
Słaby, bo zaangażowano "zwykłych" aktorów, którym kazano śpiewać, co nie wychodziło im najlepiej. Tyle, że gdyby tam występowali aktorzy profesjonalnie występujący w musicalach - tyle osób by nie przyszło do kina. Ot, prawidła rynku.
Słaby, bo był nu-dny. Za dużo wg mnie było przedłużania niektórych scen na siłę.
Wątek z Thénardier i jego żoną (Cohen i Carter) miał być chyba takim akcentem rozweselającym, ale trącił kalką ze "Sweenay'a Todd'a" - zwłaszcza jak pokazali robienie "kiełbasek" (chyba, że to miało być takie puszczenie oka do widza - ale i tak się nie udało)
Trudno - mnie się nie podobał i tyle. Nie każdy musical musi być wspaniały.
"Cztery godziny"? Masakra.
Z pewnymi rzeczami muszę się zgodzić. Szkoda, że poleciano na nazwiska. Nie można było zaangażować w głównych rolach więcej aktorów śpiewających na scenie jak Samantha Barks? Dlaczego grali ono głównie ogony. Bardzo lubię musicale, nie mam nic przeciwko formie takiej jak w "Les Mis", ale, jak już niejednokrotnie wspominałam, obsada nie do końca mi pasuje. Słuchanie samej ścieżki dźwiękowej w takich wykonaniach nie tyle mnie znudziło, co wymęczyło.
Rzeczywiście, idealne słowo, które opisuje moje odczucia po obejrzeniu tego filmidła, to "zmęczenie". Film jest pięknie nakręcony i niezwykle malarski, pełen świetnej scenografii i charakteryzacji, ale taka dawka i jakość śpiewu mnie także wymęczyła. W musicalu nie trzeba wyśpiewywać każdego słowa i zdania. Wręcz przeciwnie! O wiele lepiej to wypada, gdy śpiew podkreśla momenty najważniejsze czy/i najbardziej emocjonalne. Tutaj osiągnięto jakieś apogeum patosu, który wszystko popsuł. O sławetnym już "jodłowaniu" Jackmana nie wspomnę i pianie Seyfried też pominę (czekałam, aż jakiś ptaszek pęknie niczym w "Shreku"). Świetna była Helena Bonham Carter, chociaż, jak ktoś już zauważył, "pachniał" ten wątek "Sweeneyem Toddem", ale to chyba nawet lepiej, bo wprowadził trochę życia i humoru.
Ogólnie: rozczarowanie. Godne polecenia jedynie bardzo zatwardziałym fanom musicali oraz aktorów, których tu zatrudniono.
Mnie akurat nie wymęczyła ilość śpiewu, bo rocznicowy koncert oglądam i słucham z przyjemnością. Chodzi mi raczej o wykonania. Niestety, ten sposób śpiewania, nawet niezły, jeśli chodzi o niektórych wykonawców, najbardziej mnie zmęczył. W przeciwieństwie do wyżej wymienionego koncertu, słuchanie wykonań filmowych nie sprawia mi takiej przyjemności.
@czarodziejkamab
Nie jestem fanką musicali, więc stąd zapewne moje zmęczenie. Może gdyby nie śpiewali każdego zdania tak monotonnie...? Nie jestem ekspertem. Wiem tylko jedno: do moich ogólnych odczuć pasowało mi użyte przez Ciebie słowo :-)
Chociaż widziałam prawie wszystkie wersje "Nędzników" i dwa razy czytałam książkę, to nie miałam odwagi obejrzeć tego musicalu. Obawiałam się dokładnie takich wrażeń, jakich doświadczyłeś. :)
Ja widziałem 3 różne wersje tego musicalu i czytałem książkę i ta wersja spodobała mi się najbardziej. Wie ktoś, gdzie można obejrzeć te usunięte sceny?