Roma, Roma i jeszcze raz Roma! Pomimo pięknej scenografii i rewelacyjnej roli Hathaway, film nie dorównuje warszawskiemu spektaklowi. Jackman jęczy i zawodzi, daleko mu do Krucińskiego. Eh, gdyby reżyser zdecydował się na casting i główne role byłyby wyśpiewane a nie wydyszane i wyjęczane, to mogłoby być arcydzieło, a tak, niestety, wolałabym kupić płytę z zarejestrowanym na żywo spektaklem Romy niż to hollywoodzkie dziełko.....
Ja mam porównanie do koncertu na 25-lecie (bluray) czyli stricte to co Roma i mam podobne odczucia. Piękny śpiew "robi" ten musical, a tu postawiono na aktorstwo. Chyba niestety, bo więcej emocji wywarły u mnie zbliżenia na twarze solistów koncertu.
Z drugiej strony ciekawi mnie co by było gdybym najpierw oglądnął film.
Ciekawe, czy po obejrzeniu filmu miałabym ochotę "zgłębiać" temat i oglądać inne wykonania tych samych utworów... np. ciekawe, jak ktoś inny zinterpretował "Bring him home"...
Wszystko co związane z Les Mis będę odnosił do tego: http://www.youtube.com/watch?v=RTXGA6l7LDU mój ideał.
Znam (mam) tą płytę i wokalnie jest boska, ale... tu prawie nie ma didaskaliów. Ten musical w wersji vocal + scenotgrafia - powala, ale te to musi współgrać, nie moze być nadmiaru ani niedoboru żadnego z tych elementów - inaczej, niestety, klapa.
Jeśli chodzi o wykonania: koncert z 25-lecia(z YT) > Roma(na żywo) > film.
Mimo wszystko ekranizacja bardzo mi się podobała, spełniła moje oczekiwania i nie jestem pewien, czy dałoby się zrobić lepszą adaptację filmową "Nędzników", bo materiał jest dość trudny do przełożenia na język filmu. No, może byłaby lepsza, gdyby wymienić masakrującego kolejne utwory Russella Crowe'a. Poza tym nawet znienawidzona przeze mnie i okropnie irytująca Amanda Seyfried pasowała idealnie do roli nijakiej, mdłej Cosette.
I bardzo pozytywnie oceniam resztę młodych aktorów. O ile po Samanthie Barks od początku spodziewałem się świetnego występu, to odtwórcy ról Mariusa i Enjorlasa naprawdę mnie zaskoczyli :)
Jackman mi nie przeszkadzał, moim zdaniem zaśpiewał poprawnie(nie na tyle, bym wracał do tych wykonań, ale nie przeszkadzały mi w filmie), zagrał rewelacyjnie. Crowe niestety zbyt dobrze śpiewać nie umie i to było słychać, a grał też trochę tak, jakby nie bardzo mu się chciało.
Ach, no i wyrzuciłbym jeszcze tą nową piosenkę. Nic nie wnosząca, nudna i nagrana tylko i wyłącznie z myślą o nominacji do Oscara.
Poprawnie... no właśnie, to tak jakbyś stwierdził: mam "dopuszczający" z fizyki, więc od czasu do czasu mogę sie zastanowić jalk wygląda schemat mojej instalacji elektrycznej:) joke, sorry. Dla mnie wykon tego typu utworów powinno sie rozważać w kategorii "wow, powalił mnie na kolana" lub " wzruszyłem się nieco", ewentualnie - "ok, czaję osochzi"
Wydaje mi się, że źle się stało że sfilmowali musical. To powinien być film mówiony. Postawienie na aktorstwo zabiło niektóre piosenki. Np. Crowe poprawny ale zabrakło pazura. Przez Alfie Boe'a Jackman wypadł średniawo. Niemal żadnych zastrzeżeń nie mam do Thenardierów i chłopaków z barykady. Muszę się też poskarżyć na dźwięk w Cinema City, jakiś taki płaski i cichy.
Proszę Cię, nie idź tą drogą.... Sfilmowali musical - wg scenariusza musicalu i OK. "Les Miserables" Hugo też sfilmowali, i to całkiem nieźle (ta wersja z Liamem Neesonem - imho całkiem niezła). Musical był wyzwaniewm. Wyobraź sobie "Upiora w operze" w wersji mówionej :)))))
Filmowego Upiora niestety nie oglądałem więc nie wiem jak to wyszło. Tutaj naprawdę mi coś zgrzytało. Czuję niedosyt i koniecznie muszę obejrzeć jeszcze raz.
A kiedy już obejrzysz jeszcze raz, to koniecznie napisz jak odbiera się film po repecie, bo ja, póki co, mam go w głowie i niespecjalnie pali mi się do powtórki. Czekałam na "Bring him home", bo wydawało mi się, że Valjeane początkowo jest zmęczonym galernikiem, który śpiewa takim jęczącym, steranym głosem - na potrzeby roli, a kiedy już odnajdzie w sobie tę siłę, która pokieruje jego dalszymi poczynaniami ZAGRZMI z głębi płuc i sprawi, że słuchaczom ciarki po grzbiexie przebiegną....ale ja jestem naiwna....
Może mam zbyt wygórowane wymagania, a może zbyt dużo wersji Les Mis widziałam w teatrze/na ekranie, słyszałam, ale "Bring Him Home" było TOTALNIE ZMASAKROWANE! Miałam ochotę zasłonić uszy... Szkoda, że kazali to śpiewać aktorowi, widać, że go to męczyło... A mieli Colma i dali mu rolę biskupa... boli...
Nie ma co porównywać musicalu na scenie z orkiestrą na żywo a filmem. Trzeba to jednak oddzielić. Plusem tego filmu jest na pewno to, że aktorzy grali naprawdę emocjonalnie. Główne piosenki były bardzo intymne, bo zawsze aktor był sam w pomieszczeniu. Było to jak spowiedź, modlitwa. Naprawdę duży plus.
Niestety do mnie bardziej przemówiły emocje wyrażone przez twarz Alfie Boe'a niż Jackmana.
A obie wersje niczym przy mojej ukochanej niemieckiej z Essen z Uwe Krögerem w roli głównej... Choć i tak zarówno wersję ROMY, jak i film, mimo sporych błędów w obu, kocham!
W Romie niestety spektaklu nie obejrzałam, ale z tego, co znalazłam w necie, wnioskuję, że było warto. Film porównywałam przede wszystkim do koncertu na 25-lecie i może przez to nie powalił mnie na kolana, właśnie dla tego, że zabrakło dobrego wokalu, a to jest trudny musical dla wykonawców. Jakcman, aktorsko dobrze, wokalnie nie zachwycił, pod tym względem wypadł lepiej, przynajmniej dla mnie, Crowe. Duży plus dla Mariusa i Thenardierów, no i plus dla Hataway. Samantha Barks jak najbardziej wedle oczekiwań. Natomiast minus dla Enjolrnasa i "rewolucjonistów", pod tym względem wypadli o wiele słabiej, niż aktorzy z West-Endu z Raminem Karimloo na czele. Chociaż tu duże zastrzeżenie dla reżysera, że przeciągnął pierwszą połowę i powycinał piękne kawałki z bardziej widowiskowej dla widza drugiej części. No i te irytujące długie zbliżenia, po co... Piosenki wykonywane wspólnie bardzo fajne, ale to za mało, jak na taką produkcję. Szkoda, że producenci postawili na dobrze sprzedające się nazwiska gwiazd, a nie na bardzo dobry wokal i całkiem dobre aktorstwo zawodowych artystów musicalowych.