Teatr operowy i musical kocham. Jako nasto i "dziesto " latka spędziłam w nim wiele czasu i opery oraz musicale są mi doskonale znane. W najnowszych Nędznikach, którzy zruszają mnie do łez wystąpili moi dwaj najulubieńsi aktorzy: Jackman i Crowe. Moje odczucia? Niestety negatywne. Piękny film, doskonała fabuła, wzruszające sceny i dwóch aktorskich geniuszy, którzy w w ogóle się do tego nie nadają. Chwilami miałam wrażenie, że Jackman nie ma siły wyciągać wysokich tonów, a Crowe zaimponował mi tylko jedną pieśnią na szczycie wieży, kiedy roztrząsa swoje powinności w obecności gwiazd. Dwóch niezwykle męskich aktorów straciło dla mnie swoją męskość próbując wyciągnąć kolejne partie. Jeśli ktoś chce teraz zaprzeczyć, niech obejrzy "Skrzypka na dachu" w wykonaniu Topola. Mężczyzna może śpiewać po męsku, a tu nawet twardy komisarz ma głos lekko zawodzący. Sama fabuła, obrazy rewolucji - boskie. Nędznicy nie umierają nigdy, choć już inaczej spojrzę na Jackmana i Crowe'a w kolejnych filmach.