Dlaczego? Moim zdaniem jego Javert był świetny. Chyba jedyny w tym filmie śpiewał niższym głosem. Ja z kolei zabroniłbym śpiewać Cohenowi. Może nawet nie był taki zły, jednak jego głos nie pasował mi do roli.
Ja szczególnie zachwyciłam się śpiewem Russela Crowe'a i nie pamiętam zbytnio ich śpiewu, ale stanowili bardzo barwny i cieszący oko duet na ekranie.
Crowe wypadł świetnie. Właśnie byłam na filmie ze szkołą i przed seansem dyrektor mówił coś, że Crowe według wielu osób, które widziały film nie śpiewał zbyt dobrze etc. Ale na szczęście była to kompletna bzdura, bo Russell śpiewał tak miękko i wgl. bardzo miło mi się go słuchało. Na dodatek swoją grą potwierdził, że jest po prostu fenomenalny.
Właśnie mnie też zdziwiło, że Crowe śpiewał tak delikatnie i miękko, będąc pozytywną negatywną. Zaskoczyło mnie to, ale szybko się do tego przyzwyczaiłam i zaczęłam podziwiać, i owszem - jest fenomenalny. Z kolei śpiewu Jackmana nie potrafiłam znieść i słuchanie go było dla mnie drogą przez mękę.