Hugh Jackman - widać, ile wkłada w tą rolę. Śpiewa całym soba i zdecydowanie nominacja do Oskara słusza, choc zwyciestwo byłoby przegięciem
Russell Crowe - dużo było gadania o nim, że śpiewa fatalnie, a mnie sie podobał. Powiem więcej widać że nigdy nie śpiewał, a jak na jego warunki wokalne to nawet byłem pod wrażeniem.
Anne Hathaway - zdziwiłem się że jest jej tak mało na ekranie (nie znam książki ani musicalu) bardzo dobry występ jeśli chodzi o śpiew solo gdy jest sama i kamera jest nakierowana na jej twarz. Ta scena zrobiła na mnie wrażenie. Świetna ekspresja twarzy. Oprócz tej sceny to raczej ciężko coś innego efektownego zapamiętać.
Amanda Seyfield - poprawnie nie wybija sie na tle innych ale i też nie ustępuje
Eddie Redmayne - na jego nieszczęście miał najbardziej drażniące piosenki, przez co był mega denerwujący. Strasznie ckliwy i jednostajny.
SBC&HBC - zbyt manieryczni, od razu widać nawiązanie z innych ról. Generalnie to widzieliśmy to wszystko już gdzie indziej to co prezentują.
Samantha Barks - nieźle, pojawia się na krótko i widać, że umie śpiewać. Aktorsko też ok, jednak jej dość egzotyczne rysy jakoś nie pasuja do reszty obsady.
Samantha Barks - najjaśniejszy punkt filmu, od razu po seansie musiałam sprawdzić kto grał Eponine - jeśli chodzi o urodę to myślę ze to był zamierzony kontrast w stosunku do delikatnej urody Seyfield, chodź trochę stereotypowy wybór. Dobrze zagrała i jak śpiewa.
Hugh Jackman - świetna rola, nie mam się do czego przyczepić ale akurat aktorsko to w tym filmie raczej sie ma sie do kogo przyczepić.
Od Redmayne i Seyfield nie ma co wiele wymagać, oboje bardzo lubie ale tu nie mieli za bardzo co pokazać.
Russell Crowe nagrał 4 czy 5 płyt ze swoim zespołem. Ma taki, od wielu lat, pewnie ze 20, nazywa się "30 foot of grunts". Co do jego talentów wokalnych, to zachwycona nie jestem, ale w niektórych utworach jego na ogół ciepły i niski głos wypada super. Nie wiem, dlaczego w tym filmie wybrał taki sposób śpiewania. Może mu to się zgrywa z obrazem, bo słyszałam tylko soundtrack. Ocenię, jak zobaczę całość.
Zespół Crowe'a kiedyś nosił taką nazwę. Teraz to The Ordinary Fear of God :) Z tego co pamiętam, to Russell właśnie bardzo często okazuje swoje przywiązanie do muzyki i często śpiewa, ale fakt - ma specyficzny, niski głos. Filmu jeszcze nie oglądałam;p Mam dylemat czy czekać do piątku na polską premierę, czy obejrzeć go teraz w ... no wiecie ...;p w Internecie :D
No proszę... a ja się dziwiłam dlaczego tak nagle odczepił się od śpiewania i zaprzestał nagrywania, skoro robił to chyba z dużą pasją. A on po prostu nazwę zmienił. Ma bardzo ładny głos, zwłaszcza jak mówi (to z jakiegoś powodu domena aktorów Australijczyków, może to kwestia akcentu?), ale czasami sprawia wrażenie, jakby mu muzyka w śpiewaniu nie przeszkadzała ani trochę. Lepszy jest w balladach.
Polecam kino, bo poza obsadą, to chyba główną atrakcją jest widowiskowość, więc szkoda to sobie marnować poza kinem. Tak sądzę.
No też tak sądzę. Domyślam się, że akurat ten film bazuje na widowiskowości, więc najlepsze wrażenia będą w kinie. Co do Crowe'a, od Robin Hooda często śpiewa też z aktorami z tego planu (swoimi Merry Men :) ) i wydał jakiś songbook z alanem doyle'em :D Nie to, żebym śledziła zawlekle Russella ;p
A mnie sie to slowo podoba :) kiedys, dawno temu zawlekle sledzilam Crowe'a. Nawet widzialam jego koncert. Po pierwsze jest doskonalym aktorem, wszechstronnym i nie boi sie mamiacko o swoj wizerunek, a po drugie, nie oszukujmy sie, kiedys byl przystojnym facetem i podobal mi sie. Nadal bardzo go lubie, ale nawet nie widzialam kilku jego ostatnich filmow. Tak duzo filmow, a tak malo czasu. Wiec nie jest dziwne, ze nie znam jego ostatnich osiagniec muzycznych, bo to raczej film jest moja domena. Ale w zasadzie w wolnej chwili sprawdze co tam sobie wyspiewal w miedzyczasie...
No ja mam podobnie odnośnie dziedziny. Bardziej film, ale tak już mam, że jak trafię na jakiegoś mówiąc ogólniej artystę (aktor/aktorka/reżyser itp) to chłonę wszystko, co z tą osobą związane. Lubię znać tło ;p A wydaję mi się, że Crowe jest bardzo dobrym aktorem, ale miewa swoje błędy w wyborach. Np. sprzed paru tygodni film The Man with the Iron Fist... nie wiem, co on tam robił ;p po co;p Ale może ma potrzebę czasami porobić coś luźniejszego :)
Taka idea gwiazdorstwa. A po co aktorzy wydaja plyty, pisza ksiazki itd? To sie nazywa, ze odcinaja kupony od slawy. Niezaleznie od tego, jak marnie spiewaja czy pisza, fani to lykna i chocby na sile beda sie doszukiwali artyzmu :) i beda chlonac wszystko, co z ta osoba zwiazane. Tak, zgadzam sie w kwestii zlych wyborow, z tym ze Crowe zdaje sie wcale nie wybierac, tylko gra jak leci... Pewnie lubi te robote i lubi byc zajety, bo chyba juz wyszedl poza etap "wszystko dla kasy". No chyba, ze to chytry typ, ale na to nie wyglada :) I trzeba przyznac, ze spiewac zaczal duzo wczesniej, wiec u niego to chyba faktycznie pasja.
Chociaż... i tu się odwołuję do czasów, kiedy więcej o nim wiedziałam i kiedy jeszcze miałam chęć czytania plotek, on ma żonę w stylu "wszystko dla kasy", więc może jest jego menadżerem czy coś :)