A więc tak. Z góry chciałbym zaznaczyć że na Les Miserables czekałem od momentu pierwszej informacji na temat powstawania tego filmu, oglądając po drodze wszelkie możliwe trailery, także na pewno nie będę w 100% obiektywny. W moim odczuciu obejrzałem film absolutnie kapitalny. Jeśli Hathaway nie dostanie za swoją rolę Oscara, to chyba już nigdy nie będę sie sugerował tymi nagrodami przy oglądaniu filmów. Jej wykonanie "I Dreamt a Dream" owszem, było znakomite (znacznie lepsze od wypianej Susan Boyle), ale przede wszystkim "Fantine's Death" było tym co sprawiło na mnie największe wrażenie. W ogóle, wszystkie postaci kobiece są świetnie zagrane i zaśpiewane (zwracam uwagę na Amande Seyfried, wszystko śpiewa idealnie czyściutko i gra też co najmniej nieźle). Jeśli chodzi o postacie męskie to już bywa różnie. Hugh Jackman jako Valjean jest dobry, ale jego vibrato w głosie w pewnym momencie zaczyna denerwować (apogeum to "Bring Him Home" - chociaż tutaj może za bardzo jestem przyzwyczajony do wersji Colma WIlkinsona, który zresztą jako Biskup jest jak zwykle znakomity). Nie podobał mi się Enjorlas - to jest bohater, którego zawsze określa się słowem "charyzmatyczny", a w tym wypadku to ostatni przymiotnik jaki przychodzi mi na myśl. Nie rozumiem trochę kiepskich opinii na temat Russella Crowe. Dla mnie, stworzył on najciekawszą kreację (oprócz Wilkinsona oczywiście) ze wszystkich. Kiedy przesłuchiwałem, już wcześniej wydane, piosenki z filmu to myślałem że Crowe przyszedł odbębnić pańszczyznę, jednak to zupełnie tak nie wyglądało. Wydaje mi się że jego interpretacja polegała na tym że Javert, jako człowiek prawa, nie może nawet na moment poddać się swoim emocjom, stąd też wszystko zaśpiewał tak jak w nutach, nie dodając nic od siebie. Crowe fantastycznie jednak "odpuszcza" w niektórych momentach, pokazując załamanie się charakteru Javerta - polecam tu przede wszystkim moment uwolnienia przez Valjeana na barykadzie, czy scena w kanałach wraz z samobójstwem. Inna rzecz na jaką chciałbym zwrócić waszą uwagę to absolutnie genialne aranżacje orkiestrowe - szczególnie "Master of The House" - zagrany nieco na "bałkańską" nutę, czy "I Dreamt a Dream" ze wspaniałymi subtelnymi smyczkami. Generalnie nigdy chyba nie widziałem musicalu z tak wyśmienicie dopasowaną muzyką do obrazu.
Jak ktoś nie jest fanem Musicalu to lepiej niech nie zabiera się za ten film bo po prostu nie wytrzyma 2.5 godziny ciągłego śpiewania. Na mnie ten film zrobił kapitalne wrażenie, stąd dyszka ode mnie (chociaż powinno być chyba 9.5 za Enjorlasa) i serduszko za odnowienie mojej miłości do Les Miserables.
ciekawe wytlumaczenie obsady Javerta. Tak wlasnie widzialem Crowna w trakcie projekcji jako kiepskiego spiewaka, ale faktycznie teraz widze ze ta obsada miala wieksze, glebsze znaczenie dla dobra filmu.
No właśnie! Kiepski, jak kiepski - powiedziałbym bardziej że specyficzny. Sam uwielbiam Javerta z 10 rocznicy w wykonaniu Philipa Quasta, ale nie uważam żeby Crowe był znacznie gorszy - trochę tak, ale trzeba zwrócić uwagę na to że to zupełnie inna koncepcja tej postaci, no i też inny środek wyrazu niż sceniczny musical.