Gdyby nie to, że wszystkie dialogi były śpiewane to dałabym 9.. niestety przez taką formę film
ten dużo traci a nawet oglądanie staje się męczące..
Jestem fanką musicali jednakże wolę zdecydowanie, gdy dialogi są mówione a śpiewanie
pojawia się co jakiś czas.. wówczas taki utwór "daje kopa", podkreśla dany moment w filmie i
można się nim w pełni rozkoszować..
Pomijając ten dość istotny aspekt, to jest to świetnie nakręcona i zagrana opowieść.. Anne
Hathaway dała niesamowity popis i przyznam, że zaskoczyła mnie ogromnie swoim genialnym
wykonaniem "I dreamed a dream" - ja miałam ciary...
Teraz minął już ok. tydzień od czasu jak byłam w kinie.. uczucie zmęczenia (które niestety ciut
towarzyszyło mi podczas oglądania) już dawno zniknęło a w pamięci pozostało dobre wrażenie
po scenografii, momentach i utworach z tego filmu więc ocena moja jak najbardziej dobra :)
Zgadzam się w pełni. Muzyka nie współgra z tekstem, przez co robi się nieco zabawnie momentami.
Tym dziwniejsze ,że kwestie mówione się pojawiają. Niekonsekwentne to troszkę.
"Jestem fanką musicali jednakże wolę zdecydowanie, gdy dialogi są mówione a śpiewanie pojawia się co jakiś czas."
Więc nie jesteś fanką musicalu, bo śpiewane co jakiś czas, to nie musical.
Skąd ja wiedziałam, że ktoś to napisze.. każdy ma prawo do swojej opinii, prawda? :) a musicali znam wiele, nie będę wymieniała tytułów.. zdecydowana większość z nich ma mówione dialogi, co mi zdecydowanie bardziej odpowiada :)
Ty mi tu z opinią nie wyjeżdżaj. :) Jak śpiewają co jakiś czas, a większość dialogów jest mówionych, to nie jest musical.
To film z piosenkami.
No ja mam na ten temat inne zdanie.. z resztą zdaje się, że filmweb i reszta świata również, skoro filmy takie jak Grease, Deszczowa Piosenka, Moulin Rouge czy New York New York są sklasyfikowane jako musicale :)
Nie przejmuj się kendo777 ;) on po prostu "sra żarem" dla mnie osobiście śpiewane dialogi to super sprawa rzadko się spotyka dlatego mi się podobało :)
A no mi tez sie to spodobalo. Nie jestem fanka musicali, ale ten przypadl mi do gustu !
tu akurat kendo ma rację - tytuły, które wymieniaś, to nie musicale, a filmy muzyczne. Wbrem pozorom różnica jest ogromna. Poza tym opieranie się na klasyfikacji gatunkowej filmwebu nie zawsze wystarcza ;)
Pierwsza lepsza definicja: Musical – forma teatralna łącząca muzykę, piosenki, dialogi mówione i taniec.
No ale w dzisiejszych czasach każdy jest znawcą ponad znawce i nawet jeśli ktoś wyrazi swoje zdanie trzeba go sprowadzić do parteru i na siłę uświadomić, że jest w błędzie. :) Dziwne zjawisko, którego nie za bardzo kumam.
Nikogo nie sprowadzam do parteru, tylko dzielę się wiedzą, bynajmniej pochodzącą z wiki/filmwebu. :)
Film, w którym jest kilka piosenek i dużo gadania = film muzyczny.
Film, w którym prawie wszystko się śpiewa, a mało mówi (+najlepiej jeszcze oparty na scenicznym pierwowzorze) = musical.
Chwila, chwila! Chcecie powiedzieć, że Skrzypek na dachu nie jest musicalem, a tylko filmem muzycznym? No przecież mamy tam pełno dialogów. Przestańcie opowiadać farmazony! W wielu musicalach pojawiają się dialogi, choć są też takie, które ich nie mają w ogóle, jak Evita czy właśnie Nędznicy. Dla mnie to akurat nie jest wada, film Hoopera bardzo mi się podobał, ale argument kendo777 w sporze z Monia321 jest nietrafiony.
Nie wiem, czy tutejsi znawcy wiedzą, ale do tej pory w musicalach filmowych zawsze pomijano jakieś kawałki. Generalnie w musicalu śpiewa się 90-parę procent czasu. Tak, nawet Skrzypek tego nie uniknął, i tam gdzie się podobało reżyserowi, zostały wycięte piosenki, a zastąpione krótkimi dialogami, które oddawały szybko i prosto to, o czym w wersji scenicznej się śpiewało. To się tyczy również takich filmów jak Sweeney Todd, Chicago, nieszczęsne Nine i wiele innych. Powód jest jeden: w teatrze muzycznym przedstawienie dzieli się na akty, pomiędzy którymi następuje wygodna dla aktorów i publiczności przerwa. W kinie nie ma takiej możliwości, więc aby z trwającego lekko trzy godziny spektaklu zrobić choćby 2,5 h filmu - i tak trzeba coś wykreślić.
Dlatego też, moim skromnym zdaniem, Hooper i ten film zasługują na pochwały - choćby za samą odwagę, podjęcie próby przeniesienia musicalu w jak najmniej zmienionej całości na ekran. Wyszło mu to przepięknie, dlatego dla mnie argumenty typu: "wszystko ok, ale po co śpiewają?"/"lepiej by było, gdyby obyło się bez śpiewania" są czystym absurdem. Bo, po raz setny, to jest MUSICAL. Nie adaptacja KSIĄŻKI.
Ja nikogo do parteru nie sprowadzam. Koleżanka pisze, że jest fanką musicali, a to nieprawda. Nie widzę powodu, żeby nie dzielić się swoją wiedzą z innymi:) Ona lubi filmy muzyczne. Nie mogłem nie zareagować na słowa "jestem fanką musicali" i "Gdyby nie to, że wszystkie dialogi były śpiewane to dałabym 9.. niestety przez taką formę film
ten dużo traci a nawet oglądanie staje się męczące."
Takie zestawienie zdań w jednej wypowiedzi jest swego rodzaju sprzecznością.
I tak, mam rację.
A podawanie klasyfikacji filmweb jako argumentu, jest śmieszniejsze od dawania linka do Wikipedii:)
No tak bo musiałbym podać naukowe źródło do tak prostej definicji jaką jest musical. Błagam...
Kurcze w internecie jednak można się wiele dowiedzieć- sami mentorzy i znawcy niesamowici. :)
dyskusja taka jakby ludzie tu o życie walczyli a ja tylko wyraziłam swoje zdanie.. :) Klasyfikację z filmwebu podałam jako przykład.. w końcu na filmwebie odbywa się ta rozmowa więc co w tym złego? źródła mojej wiedzy są o wiele szersze i bardziej różnorodne niż jeden portal w internecie, na którym jestem ledwo kilka tygodni, a urodziłam się parę ładnych wiosen wcześniej..:)
wybaczcie moi mili ale nie czuję aby spłynęła na mnie łaska waszej eksperckiej wiedzy i nie będę od dziś oświecona.. opinii swojej i tak nie zmienię :)
Ja się całkowicie zgadzam - gdyby odejść od formuły musicalu, film tylko by zyskał, bo fabuła należy do tych "ponadczasowych". Co do zmęczenia seansem, również popieram. Jednak, że jest jak jest, w mojej opinii wciąż wzorem jeśli chodzi o kinową ekranizację, pozostaje wersja z Neesonem i Rushem.
Co do czego będę natomiast polemizował, to Hathaway. Wiadomo, świetnie zaśpiewane, ale z drugiej strony, ta piosenka ma tak wielką moc, że kto by jej w dobry sposób nie wykonał, spełniłaby swoją rolę z nawiązką. Więc jak dla mnie, 50% zasługi aktorki, 50% samego utworu. Czy to warte Oscara? Nominacji, może tak. Statuetki w moim przekonaniu już nie.
opinia, jak dupa, każdy ma swoją. może ci się film podobać albo nie podobać, twoje święte prawo. ale nie można się upierać czym jest musical a czym nie jest. to tak, jakbyś stwierdziła, że nie podobają ci się "cierpienia młodego wertera", bo są napisane wierszem. byłaś kiedyś na prawdziwym musicalu? tam jest 95% śpiewania, nie tylko piosenki, ale też DIALOGI.
Tak się szczęśliwie składa, że byłam na musicalu nie raz, czy to w kinie czy w teatrze, i było bardzo dużo śpiewania i mówione dialogi :) cały czas obstaję przy tym, że taka konwencja mi bardziej pasuje..
ja się nie upieram przy tym czym musical jest a czym nie jest.. to inne osoby starają się na siłę stworzyć klasyfikację opartą na sobie tylko znanych definicjach.. z pism naukowych i światowej literatury oczywiście.. moim zdaniem trzeba mieć odrobinę dystansu do tego wszystkiego i zostawić trochę miejsca na własną interpretację.. :)
Masz Monia321 trochę racji, ale jeśli chodzi o "Les Mis" to jest baaaardzo wierne przeniesienie spektaklu na duży ekran. W teatrze na tym spektaklu nie usłyszysz ani 1 jednego słowa mówinego! Dlatego też nie ma co deliberować nad tym ile powinno być tu piosenek a ile dialogów. Tak jest w teatrze - tak zostało przeniesione na ekran. Co nie znaczy oczywiście, że w musicalu musi być wyłącznie śpiew. Doskonałym przykładem jest "Deszczowa Piosenka" grana obecnie w ROMIE - więcej tam dialogów mówionych niż śpiewanych i również podchodzi to pod musical (swoją drogą rewelacyjny i polecam wszystkim :) )
Na "Nędzników" niestety nie udało mi się pójść do Romy ale na "Deszczowej Piosence" byłam :) również mogę polecić z ręką na sercu! :)
Ja nie polemizuję z tym jak ta sztuka została napisana i jak jest wystawiana na deskach teatru tylko piszę o moich odczuciach odnośnie ekranizacji filmowej.. W teatrze wszystko wygląda i brzmi inaczej - nie mogę tego porównywać.. To, co w teatrze zachwyca, w kinie może razić i odwrotnie..