Les Misérables: Nędznicy

Les Misérables
2012
7,3 109 tys. ocen
7,3 10 1 109323
5,9 47 krytyków
Les Misérables: Nędznicy
powrót do forum filmu Les Misérables: Nędznicy

Moje wrażenia

ocenił(a) film na 8

Pod naporem wielu negatywnych recenzji moja pierwotna ekscytacja zbliżającym się filmem malała, jednak po obejrzeniu filmu jestem zachwycony, muszę powiedzieć, że moje wrażenia w wielu miejscach diametralnie różnią się od tych najczęściej się przewijających. Na początku muszę zastrzec, że jest to moje pierwsze zetknięcie się z musicalem Les Miserables, ale jestem wielkim fanem powieści Wiktora Hugo i to do niej będę porównywał film.

Czuje się też w powinności naszkicować jak fabuła ma się do filmu. Przede wszystkim książka jest dużo obszerniejsza,. Pierwsza część książki - historia Valjeana, biskupa Myriel (jego rozmowa ze starym rewolucjonistą!), a także młodość Fantyny (tego najbardziej mi brakuje!) została wycięta. To dotyczy właściwie wszystkich wątków książki, które są obszernie opisane, a każda postać poznajemy od dalekiej przeszłości. W musicalu jedynie niektóre wątki przywoływane są w piosenkach, nie dowiemy się na przykład, że ojciec Mariusa został uratowany pod Waterloo przez Thenadiera, co dla fabuły książki jest kluczowe. W ogóle wątek Mariusa jest słabo zarysowany, wydaje mi się że osoby które nie czytały książki mogą mieć kłopoty ze zrozumieniem relacji łączących go z wujem, rewolucjonistami (na początku nie jest on w ogóle zainteresowany rewolucją!), Thenadierami, nie jasne jest na przykład dlaczego mieszka z nimi w jednej kamienicy. Brakuje mi szczególnie ojca Mabeuf. Następną kwestię jest czym tak naprawdę są Nędznicy - jest to przede wszystkim traktat na nowoczesnym społeczeństwie, przede wszystkim francuskim. Narrator bardzo często porzuca fabułę na rzecz esejów społeczno-polityczno-historycznych. Tego nie sposób oddać w filmie lub na scenie.

Jedno udało się twórcom ująć z pierwowzoru literackiego. Specyficzny sposób filmowania - skupienie uwagi na twarzach bohaterów, a także sposób nagrywania muzyki - to że słyszymy żywy drgający głos, śpiewających "amatorów" pozwala nam się zbliżyć do postaci i głębiej wczuć się w targające niemi emocje. Bo Nędznicy to przede wszystkim galeria postaci, Hugo zbudował swą powieść z archetypów zaludniających XIX-wieczną Francję. Dał również przepis godnego życia, lecz pełnego cierpień życia, na którego czyhają dwa rodzaje zła: ślepe (Javert) i nikczemne (Thenadier). I to w tym filmie jest. Musical na czoło wysuwa wątek rewolucji, bardzo ważny w książce, ale nie najważniejsze, poza tym Hugo nie jest wcale tak jednoznacznie prorewolucyjny.

Nie przeszkadza mi przy tym śpiew Crowe'a, ale przeszkadza mi sposób w jaki interpretuje postać, jego Javert jest mało przekonujący. Znakomici są Hathaway i Jackman, szczególnie ta pierwsza, która zagrała wprost fenomenalnie. Absolutnie beznadziejna jest obsada roli Mariusa, nie najlepsza Enjorlasa. Poza tym jest dobrze, no może jeszcze Thenadierowie i Gavroche są dobrzy.

ocenił(a) film na 10
ratold

Jestem na świeżo po przeczytaniu książki, obejrzeniu wystawienia Nędzników z okazji 25lecia londyńskiej premiery i po najnowszym filmie i… jestem zachwycona! Obawiałam się tego, jak aktorzy podołają śpiewaniu, bo nie są to zawodowcy jak w operze, ale jestem mile zaskoczona, nawet model-aktor Eddie grający Mariusa jak dla mnie świetnie wypada - tak mniejwiecej z zachowania, mimiki wyobrażałam sobie tę postać. Crowe odczarował się w tej roli, jeśli o mnie chodzi. Jackman, jako Jean rewelacyjny, Anne, jako Fantine - zasłużony Oscar, szkoda ze Hugh się nie udało, trudno.

Film wizualnie również robi piorunujące wrażenie, postarali się.
Nie raziły mnie tak niedociągnięcia z książki, pozmieniane niektóre wątki jak miłość Kozety i Mariusza i znajomość Mariusza z Eponiną, ponieważ musical nie jest mi obcy, niemniej jednak uważam, że najważniejszych kwestii z książki trzymają się świetnie i historia jest wiernie odtworzona.

ocenił(a) film na 10
ratold

Mi właśnie szczególnie podobała się gra i postać grana przez Russella Crowe'a, jak i również jego śpiew. Co do Anne Hathaway oczekiwałem po niej czegoś więcej, chociaż nie mogę powiedzieć, że byłem zawiedziony. Helena B. Carter w standardowej Burtonowej charakteryzacji, idealnie pasuje do postaci przez nią granej(w ogóle widać tu dużo Burtonowych motywów, aż ciekaw jestem czy brał jakiś dyskretny udział przy produkcji), jako olbrzymi fan Burtona czułem się oglądając tą ekranizację jakoś dziwnie jak w domu. Ogólnie: wspaniały!