Nie mam na myśli tylko sposobu nakręcenia, ale całą scenę, razem z piosenką i muzyką.
Mnie chodziło o to, że nie wsadzono wszystkich wykonawców w jedno miejsce i nie kazano im śpiewać, tylko każdego pozostawiono własnym sprawom i dopasowano sceny z ich udziałem do tekstu.
Mnie szczególnie podoba się (choć to chyba zasługa scenicznego musicalu) że każdy śpiewa na swoją charakterystyczną melodię (Javert, Thenardierowie), każdy pragnie czego innego, ale wszyscy oczekują na to jutro. Genialna scena.
Sama bym to zrobiła w ten sposób. Inaczej nie ma sensu.
A sposób śpiewania rzeczywiście wynika z oryginalnego libretta i partytury. Każdy z nich ma inne marzenia i oczekiwania i chce je zrealizować w obliczu rewolucyjnego zrywu studentów: uciekający przed Javertem Valjean, zakochane Cosettei Eponine, Marius wybierający miedzy miłością a rewolucją, ideowiec Enjolras, służbista Javert i Thenardierowie pragnący wyciągnąć jak najwięcej korzyści z tego co się dzieje. Idealne zamknięcie pierwszego aktu i wstęp do drugiego. Granica między tym, co było i co ma nadejść.
Nie znam musicalu scenicznego zbyt dobrze, ale gdybym miał podzielić film na akty, to wg mnie drugi akt zaczyna się po piosence "Stars", kiedy kończymy wątek Fantine i wchodzimy w wątek rewolucji.
Nie taki krótki. Są tam i ataki na barykadę, uwolnienie Javerta przez Valjeana, "Drink With Me", i "Bring Him Home", śmierć Javerta, "Empty Chairs At Empty Tables", ślub Mariusa i Cosette, wizyta na tej uroczystości Thenardierów, śmierć Valjeana i końcowe "Do You Hear..."
Krótki w porównaniu z pierwszym gdzie przecież mnóstwo się dzieje - "Look down", "Who am I", "at the and of the day", cały wątek Fantine z "Lovely ladies" i "I dreamed a dream", piosenki Thenardierów, konfrontacja Javerta i Valjeana, później cały wątek rewolucjonistów i miłosny aż do, jak mówisz, One day more. A nie wiem, czy nie ma tego więcej, bo wymieniłem tylko to, co w filmie.
Swoją drogą, słyszałem gdzieś, że w oryginale Madame Thenardier bierze udział w piosence Lovely ladies??
Chyba nie. Oglądałam spektakl na scenie, mam koncert z 25 lecia i nie ma jej tam.
A jeśli chodzi o granicę, "One day more" jest jakby początkiem rewolucji.