Według mnie "Les Miserables" to najpiękniejszy musical , jaki kiedykolwiek powstał. Opowiada o wszystkim, co najważniejsze: miłości, przyjaźni i rewolucji.
A co do piosenek to szczególnie podoba mi się "Red and black" w wykonaniu Aarona Tveita. Ma świetny głos, według mnie najlepszy z całej obsady i gra tak przekonywująco, że ma się wrażenie, iż faktycznie znajduję się w XIX Francji. A do tego w roli przywódcy - Enjorlasa jest tak charyzmatyczny i tak przystojnie wygląda w czerwonym płaszczu, że brakuje słów. Co do najlepszej aktorki to sądzę, że jest nią Samantha Barks w roli Eponine. Ma najładniejszy głos z dziewczyn, ale do Aarona jeszcze jej sporo brakuje ;). A scena z Mariusem na barykadzie jest naprawdę wzruszająca i mimo, że oglądam ten film po raz dwudziesty trzeci nadal mnie wzrusza. Ostatnio czytałam dużo opinii o Russell'u Crow'ie i aż trudno uwierzyć, że może być tyle różnych opinii. Ja sądzę, że zagrał dobrze, ale z głosem już nie było tak cudownie. A Wy jak myślicie?
Aaa i jeszcze zapomniałam wspomnieć o Danielu Huttlesone. Gra on Graintaire'a i w piosence "Drink with me" wypadł świetnie. Szkoda, że skrócono o tyle tą piosenkę i nie dano mu więcej pośpiewać, bo głos ma również śliczny, a do tego w każdej scenie wyglądał zabawnie z nieodłączną butelką wina.
Ogólnie, według mnie to najlepszy musical na świecie z najprzystojniejszym aktorem, czyli Aaronem Tveitem ;p
Coś mi się nie zgadzał. Aż musiałam sprawdzić. Danielu Huttlesone gra Gavroche'a, a Grantaire'a gra George Blagden, Ale "Drink with me" rzeczywiście szkoda