Właśnie wróciłam z kina....I chciałam się podzielić swoją opinią na temat filmu...Czytałam wcześniej recenzje, jedne chwaliły film, inne ganiły...Według mnie film jest piękny, poruszający, w całej swojej krasie zarówno plastycznie jak i muzycznie...Bardzo, w mojej opinii świetnie zagrany i zaśpiewany, aktorzy dali z siebie wszystko...Poruszająca Anne Hathaway, Hugh Jackman i Russel Crowe ( choć jego postać we mnie budziła raczej litość niż gniew)...groteskowi i wręcz odrażający Helena Bohnam Carter i Sasha Baron Cohen (postacie zagrane mistrzowsko). I dziwna rzecz, ale po zakończeniu filmu nikt nie poruszył się z fotela, a prawie wszyscy ocierali łzy...To chyba o czymś świadczy...
A ja wstałam i nie szukałam pod ręką husteczki. Niezły, osobiście wolę musicale bardziej przegadane nież prześpiewane (muzyka w ten sposób dopełnia dialog i urozmaica scenę)
Po co ten komentarz? Skoro wolisz musicale przegadane to takie ogladaj, bo Les Miserables do takich nie nalezal.
haaaa... No właśnie po to:) Po to by wyartykouwać moją myśl po obejrzeniu filmu. Nawet nie zamierzam się zapędzać w analizę tego co napisałeś bo chyba nie ma większego sensu. O ile mi wiadomo nie ma skali 1-10 w kategroii jak bardzo prześpiewane są musicale, a nawet jeśli takowa by istniała, to i tak miałabym ochotę przekonać się co do oceny sama :)
Bo Crowe tu nie ma postaci negatywnej, ale też nie ma czarno-białej. Ale z tym wstawaniem to różnie bywa, chyba zależy od kina, ale jak ja byłem, to wszyscy zaczęli jak najszybciej uciekać(tak jest właściwie zawsze kiedy idę do kina), tylko ja siedziałem przez chwilę niczym w transie.
A komu :) dałeś się urzec pięknej muzyce i pięknie opowiedzianej historii...:) ja osobiście nigdy nie wstaję od razu i to bynajmniej nie dlatego, że jest kolejka do wyjścia...lubię dosłuchać do końca...pomyśleć chwile ...powoli obudzić się ze snu :)
dobrze, że są jeszcze tacy ludzie...a nie tylko żreć ( za przeproszeniem) przez cały film popcorn a potem zbluzgać ile wlezie dobry film...;) pozdrawiam serdecznie :)
to ci się bardzo chwali...osobiście tego nie znoszę ...głupia amerykańska moda ...
Dodawanie tego "amerykańska" było niepotrzebne. Po prostu głupia moda. No ale z drugiej strony - ludzie przeważnie chodzą do kina, żeby się rozerwać, pobawić, a nie przeżywać emocjonalne rozterki. Stąd się to bierze.
być może, że przesadziłam z tą "amerykańska" chociaż mam wrażenie, że to właśnie z Ameryki przyszła ta moda...Co do rozerwać i pobawić.... to chyba lepiej w dobrym klubie lub pubie ... wg mnie kino jest raczej właśnie po to żeby coś przeżyć...aby na chwilę przenieść się w inny świat i poczuć emocje....każdego rodzaju :) odrobinę pokolorować sobie życie...a po kinie ..jak najbardziej iść coś zjeść napić się czegoś dobrego i podyskutować, podzielić się wrażeniami z seansu ...przynajmniej dla mnie tak wygląda dobry wieczór z kinem :):)
Podzielam Twoja opinie :) na seansie na ktorym bylam kobietka obok tak mocno plakala ze az zaslonila sie kurtka ;)