Włąśnie wróciłam z kina. Film bardzo dobrze zrobiony, świetne role, ale ...czuję pewien
niedosyt....
Tak jak w przypadku "Upiora w operze" nie było dużej różnicy w śpiewie pomiędzy wersją
kinową, a teatralną tak tutaj niestety różnica ogromna. Byłam 1,5 roku temu na Les
Miserables w Romie i tam śpiew, muzyka, powalała na kolana przez ponad 2 godziny
Dziś było tylko kilka momentów, kiedy naprawdę wzruszyłam się. Anne Hathaway
świetna w każdej piosence, mała Cosette super, dorosła - już tak sobie, Hugh Jackman
radził sobie całkiem nieźle, do tego świetnie grał ale Crowe masakra. Nie rozumiem
zachwytów, jakie czytam tu no forach. Nie podobała mi się ani jego gra, a w śpiewie
odbiegał najbardziej ze wszystkich od oryginału .... Bardzo lubię tego aktora, ale tu
niestety, wg mnie to nie była rola jego życia ...
mam takie samo zdanie odnośnie corwe'a. nie pasował mi do tej roli zupełnie, ale muzyka piękna i jak słyszę opinie w stylu: " lipa, bo cały czas śpiewają" to padam na kolana
Crowe rzeczywiście chyba najgorszy z całej obsady, chociaż ostatnią scenę miał bardzo dobrą, jedna z lepszych w filmie. Najlepiej moim zdaniem wypadli Hugh, Anne i ten mały Gavroche.