Rozmach? Jest. Dobrzy aktorzy? Są. Jednak: 1) śpiew jest TRAGICZNY. Aktorzy bardziej śpiewnie mówią i mruczą niż śpiewają - w porównaniu do Romy, tego się po prostu słuchać nie da. 2) Brak klimatu - w scenach brak polotu. 80% kadrów wypełnia wielka twarz aktora. Co chciano tym osiągnąć? Emocje? Ok - ale przesadzili, to jest po prostu nudne. 3) Filmowi brak tego 'czegoś' co sprawiłoby, że chciałbym jakąś scenę obejrzeć ponownie.
A mnie się podobało. Nie byłam niestety w Romie, ale fragmenty piosenek znam z nagrań na youtubie, niestety:( W każdym razien np. I dreamed a dream- wolę w "zrozpaczonej" wersji, niż w tej disneyowskiej z Romy. Bo ta kobieta była złamana życiem i to powinno być słychać w jej głosie. Jedyne ze śpiewu co mnie wkurzalo, to Amanda Seyfried, której głos jest prześliczny, ale tu mnie jakoś nie porwała.
Niestety trzymam się swojej wersji o śpiewie w filmie. Może dlatego, że 'liznąłem' trochę profesjonalnego śpiewu, widzę, że reżyser postawił całkowicie na emocje, a śpiew potraktował po macoszemu - zło konieczne. W sumie film wiele by zyskał, gdyby większość kwestii była po prostu mówiona, a śpiewane tylko niektóre monologi. Jak już robimy operetkę, to trzymajmy się kanonów - a to co jest? Piosenka aktorska? Kabaret? Wyszło takie 'niewiadomoco' - mordują się aktorzy, morduje się widz.
Ana - i określenie 'disneyowska' nie jest obelgą - bo akurat ta wytwórnia BARDZO dba o wysoki poziom produkcji, wręcz perfekcjonizm jeśli chodzi o wokal:)
Elbreth, ja się uczę od paru lat śpiewu klasycznego i mimo, że widzę oczywiste niedociągnięcia, to jest w tych wykonaniach pewna prawda, która mnie urzeka. A określenie disneyowskie to dla mnie największy komplement! :D Kocham te bajki, ale akurat w przypadku Nędzników, myślę, że "romowe" wykonanie I dreamed.." było, no cóż... za ładne.
Określenie disneyowska jest tu idealne wprost. Jak całe to przedstawienie Romy. Jeszcze mi tam Króla Lwa brakowało i Piotrusia Pana (który nawiasem mówiąc w Romie był zjawiskowy). No nic na to nie poradzę. Uwielbiam ten musical, widziałam go w 10 wersjach scenicznych, w tym w studenckiej i ta ostatnia była lepsza od tej z Romy. Żeby nie było nieporozumień, nie znam się na śpiewie. Wiem co widzę, wiem co mnie porywa. Ci z Romy mnie nie porwali. To był jeden z 3 przypadków, kiedy żałowałam, że ta sztuka jest tak długa. Nie wiem z czego wynika zachwyt nad tą produkcją. Może z braku porównania?
W ekranizacjach musicalu zawsze mi czegoś brakowało. Po obejrzeniu tej wersji odkryłam czego - emocji. Może po prostu dobrych aktorów, gdyż do tej pory twórcy filmowi raczej skupiali się na tym, żeby odtwórcy umieli śpiewać. Tutaj o co innego chodzi. I tak jest świetnie.
No cóż, de gustibus non est disputandum :) Śpiew TEŻ wyraża emocje - tylko inaczej niż realizm. Mi bardziej podobałby się dobry śpiew niż te za przeproszeniem pojękiwania, ale rozumiem, co miał na myśli reżyser.
Zapewne różnimy się również w rozumieniu pojęcia: "dobry śpiew". Gość, który w barze podczas karaoke fałszywie wyśpiewuje całego siebie jest dla mnie znacznie lepszym "śpiewakiem" niż operowy wykonawca, który właśnie wlazł na scenę, wyśpiewał co tam miał, a w trakcie myślał, czy wyłączył gotujące się ziemniory przed wyjściem z domu. Niezależnie od jego kunsztu. Nie jestem fanką muzyki jako takiej, dla mnie w zasadzie mogłaby nie istnieć - istotna jest tylko wtedy, kiedy mówi coś ważnego, a nie jest wyśpiewana i wykonana prawilnie nuta po nucie, bo to ostatnie jest zwyczajnie nudne. No i kiedy wypełnia i uzupełnia obraz. Dlatego znacznie bardziej cenię aktorstwo. Dobry jest ten, który jak najwięcej od siebie zaproponuje, włoży w postać i to się sprawdzi. W tym co odbierasz jako "dobry śpiew" chodzi o to tylko, aby być możliwie podobnym do poprzednika. A to już moim zdaniem niefajne jest.
A ja nie jestem zwolennikiem modnego dziś podejścia: 'zlewać wszystko' (czego wyrazem jest kultura POP). Żeby coś wiedzieć o muzyce - jak i w każdej innej dziedzinie sztuki, czy wiedzy, trzeba temu poświęcić wiele czasu i wysiłku umysłowego. Istnieją wypracowane przez setki i tysiące lat kanony sztuki i nie widzę powodu by dziś powiedzieć - 'wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy' jak śpiewał Kuba. Chcesz wiedzieć, to to jest dobry jakościowo śpiew? To postudiuj temat muzyki. Ja ci w kilku zdaniowym poście nie odpowiem.
Tia, co za cudowne podejscie "znawcy".
Po pierwsze, skoro ja mam sie nie wypowiadac co mi sie podoba w kwestii muzyki, a co nie, to ty przestan oceniac filmy, bo sie nie znasz, nie masz 5 lat nauki za soba,a ja ci nie bede tlumaczyc.
Po drugie, podejscie ze to co stare jest jedyne sluszne jest jednym z najgorszych hamulcow rozwoju. Betonowa glowa zatrzymana na jedynie slusznym sposobie realizacji sztuki. Tylko co z artyzmem? A w rzyci z artyzmem, wazne, ze literka po literze, nuta po nucie, jak w wojsku. Problem z tym, ze gdyby ludzie nie probowali nowego, zatrzymalibysmy sie na rzepoleniu hellenicznym, a NOWATORZY I EKSPERYMENTATORZY jak Mozart, Bach, Verdi zaiwanialiby w barach do kotleta. Nie wspominam o calej muzyce 20 wieku i o szeroko pojetym rocku. Nie istnialby.
Po trzecie, zdaje sie, ze zapominasz po co jest sztuka. DLA LUDZI. Jezeli im sie podoba, jak pop to ojest cholernie dobry kierunek. A twoim zafajdanym obowiazkiem jako czlowieka jest tolerowac disco polo, od ktorego czlowiekowi wraca piatkowy obiad. Bo nie masz monopolu na jedynie sluszny gust, tylko dlatego, ze zdarzylo ci sie lyknac troche wiedzy - szczerze, to mysle, ze to TROCHE jest slowem kluczem. Prawdziwi znawcy, jak np. Pan Kaczynski, cudowny czlowiek, szanuja cudze prawo do dowolnego muzycznego gustu, nikogo nie usiluje swoim znastwem terroryzowac.
Po czwarte, juz sie rozpedzilam studiowac teorie muzyki, zeby wiedziec co mi sie podoba, a co nie. To chyba najwiekszy absurd z tego
Co do awangardy - nie może ona wyrastać na niczym, bo wtedy jest niczym. Sztuka dla ludzi? Hmm - w takim razie jednostajne łupanie z 4ma dźwiękami jakiego słucha większość młodzieży jest szczytem artyzmu, bo tego słucha NAJWIĘCEJ ludzi - ciekawe podejście. Pan Kaczyński? Z tego co wiem, nie wygłasza prelekcji na imprezach techno, ani koncertach rockowych - a chyba powinien, takie tam tłumy.
No i się napisałam, a ty i tak niewiele z tego rozumiesz... Ech...
Nie twierdzę, że hip-hop, disco-polo, umcyk umcyk ze starego golfa jest fajny i nawet, że prezentuje artyzm. Po prostu twierdzę, że skoro komuś się podoba jest potrzebne. I tak, owszem, może to i ma jakieś zalety - a fakt, że ja tego nie widzę i nie słyszę, nie oznacza, że tego nie ma. Zdziwiłbyś się, czego słucha pan Kaczyński. Nie wygłasza na ten temat prelekcji, bo się nie zna, ale to nie znaczy, że odrzuca.
Co do awangardy - nie może ona wyrastać na niczym, bo wtedy jest niczym - na pewno przemyślałeś to zdanie? Bo jest bez sensu. Awangarda to nie jest pensjonarskie zmienienie jednej nuty w etiudzie i chichotanie jak nikt nie zauważy. Awangarda to nowość, nie musi być niespotykaną interpretacją, może być czymś całkiem niepodobnym. Jak jazz, też był mega awangardowy i do niczego nie podobny.
Chyba trochę zmieniliśmy temat:) Dyskusja o awangardzie jest ciekawa,a le na pewno nie da się jej prowadzić na forum. Zatem kończąc wątek 'Nędzników' - to tylko film. A co do awangardy - jest zjawiskiem pożądanym, jeśli nie ma w zamiarze uproszczania i upodlania sztuki z zamiarem sprzedania jej masom - a ,spójrzmy prawdzie w oczy - 'Nędznicy' w tej adaptacji to popowa maszynka do pieniędzy. A jazz ma spore korzenie:)
Dyskusja o awangardzie jest zdecydowanie ciekawsza niż o Nędznikach. Dla mnie ta wersja jest po prostu idealnym podsumowaniem mojej fascynacji tym musicalem, bo naprawdę zawsze go bardzo lubiłam.
Jaz ma wspaniałe korzenie, ale i tak był całkowitym odejściem od tego, co uważano za jedynie słuszne odtwarzanie nut...
I owszem 'nie mam monopolu na jedynie słuszny gust' ale uważam że 1) TRZEBA mieć własne zdanie a nie iść za tłumem i tarzać się po ziemi z rozpaczy kiedy zabraknie biletów na Biebera - to uwłacza człowieczeństwu, 2) ignorancja to zmora naszych czasów, ludzie wiedzą nic o wszystkim - i stąd np. zjawisko wtórnego analfabetyzmu muzycznego w społeczeństwie.
Żeby nie było wątpliwości, absolutnie doceniam i wielbię brak ślepego podążania za tłumem, ale po pierwsze, kim ja jestem, żeby trywializować gust ludzi, którzy lubią Biebera (ciekawe zjawisko, dużo słyszałam o nim, ale nigdy nie słyszałam jego), chcą niech słuchają. Po drugie, nie ratuj świata w ten sposób. Zrób sobie mistrza z kogoś takiego jak pan Kaczyński. Nikomu nie uwłacza i nie uważa, że komuś się coś podoba, tylko dlatego, że się nie zna i z teorią się nie zapoznał. Praca u podstaw. Ciężka orka, ale taki jest świat, leci do przodu, ważne, żeby tworzyć enklawy z tego, co się chce. Ale nikogo nie wolno do tego zmuszać, zwłaszcza informując - "ja to się znam i wiem lepiej". Faktycznie się nie znam, ale nie przekonasz mnie, że nie podoba mi się jak śpiewa Crowe czy Jackman, tylko dlatego, że nie odpowiadają kanonom.
Kimże jesteś? Człowiekiem jesteś - a to brzmi dumnie:) Ratować świat? Nie - ale nie pogarszać go - i owszem. Przekonywać cię nie chcę, ale nie odstępuję też od swojego zdania. Człowiek człowiekowi mistrzem? Nie, nie sądzę, to się zwykle źle kończyło. Mistrzem może być tylko Bóg - albo osoba doskonała, a takich na ziemi nie ma.
Śpiew jest tragiczny? Bez przesady. Wszystkim dobrze idzie (najwyżej przyczepiłabym się do początkowej Anne Hathaway i Seyfried). Reszta świetnie.
W wiekszosci sie zgadzam z Twoim zdaniem, choć nie rozumiem zdania "80% kadrów wypełnia wielka twarz aktora" :)
Zapraszam na mojego bloga, gdzie możecie przeczytac moja recenzję m.in. wlasnie Nedznikow: http://recenzjefilmowbypiwos.blogspot.com/
Ehm.. Chyba wyraziłem się jasno - kadr, którego większość wypełnia twarz aktora - to chyba tzw. 'close shot'. Jest takich ujęć bardzo dużo - może nie 80%, ale za dużo.
Bardzo śmieszne... 1) Ja nie biorę po kilka milionów za rolę, jak aktorzy we wspominanym, 2) uważasz, że nie wolno krytykować psującego się samochodu, bo nie umiesz go zbudować?
Nie. Zwłaszcza, że JA za niego płacę. Ale jeśli ktoś krytykuje czyjś śpiew to chyba musi być odpowiednio wyszkolony, po szkołach i akademiach muzycznych o klasach wokalnych, mieć doskonały słuch muzyczny. A to, że komuś się nie podobał śpiew to nie jest równoznaczne z tym, że śpiew jest ' tragiczny'. Ja nie mam glosu wokalnego, niestety, ale mam bardzo dobry słuch muzyczny. I wiem osobiście jakich dźwięków nie zniosę a jakie przyprawiają mnie o mdłości.
Ty nie płaciłaś kilka milionów za ich rolę więc nie rozumiem skąd stwierdzenie (bo to nie jest opinia tylko stwierdzenie) że śpiew jest 'tragiczny' dlatego chętnie usłyszę twój śpiew. Ciekawe, jak ty 'zamruczysz'.
Nie zdziwiło by mnie, gdyby potraktowano cię jak bohaterów musicalu Koty; butem.
Ohh - cóż za nerwowość:) Na szczęście nigdy pewnie nigdy się nie spotkamy - chyba nie wyszedłbym z tego żywy:). Mam swoje zdanie i koniec - i nie zrezygnuję z niego, bo ktoś ma inne. Śpiew mi się nie podobał i koniec. I nie czepiaj się słowa 'tragiczny' bo 1) sam/a w słowach nie przebierasz, 2) to nie oficjalna wypowiedź tylko post w necie... wyluzuj.
Twoje zdanie? Alez oczywiscie. Ale stwierdzenie, ze spiew byl tragiczny nie jest ocena, bo nigdzie nie zostalo napisane " uważam/ w mojej opinii" więc to nie jest twoje zdanie, a zwyczajnie zarzucasz brak talentu aktorom, samemu zapewne go nie posiadając. Więc kolokwialnie mówiąc: masz niewiele do powiedzenia w tej dziedzinie. Pseudofachowiec od wokalu i aktorstwa. Bawia mnie tacy ludzie. Typowe polaczkowe zachowanie, ktore (co najzabawniejsze) najbardziej widac przy pilce noznej; najezdzanie na pilkarzy/sportowcow/aktorow cwaniakujac jacy to o kitu, jak cos spieprzyli, ale jakby przyszlo co do czego to taki cwaniaczek podkula ogon i on nie wie co, gdzie i jak.