Film od poczatku mnie nudził, ale myślałam ze cos sie rozkręci, a tu tak : film o francji, a tu slodkie amerykanskie glosiki w stylu seleny gomez, spiewajacy gladiator - koszmar.... Nudne długie piosenki skomponowane na to samo kopyto i rozdziawione japy tych pseudo spiewajacych aktorów... W ogole akcja była przedziwnie skomponowana, moim zdaniem bez ładu i składu, żadnego zaskoczenia, wzruszenia też nie... Naprawde rzadko mi sie zdarza zey w filmie mi sie kompletnie nic nie podobało, przeciez nie jestem wytrawnym krytykiem, a tu mega rozczarowanie... buu szkoda kasy
"slodkie amerykanskie glosiki w stylu seleny gomez" -> niby które?
"spiewajacy gladiator" -> no, to już nie jego wina, że niektórzy go kojarzą tylko z jednej roli. mi nawet przez myśl nie przeszło nic o Gladiatorze.
"skomponowane na to samo kopyto" -> to się nazywa motyw przewodni.
nie chcę polemizować w sprawie opinii, bo rozumiem, że nie wszystkim się musi podobać, ale te kilka rzeczy musiałam skomentować.
Po prostu mi się nie podobało ;p myślałam, że to będą ludzie i głosy z krwi i kości, po prostu "ciekawe". Idąc na musical nastawiałam się głównie na muzykę, a jeśli chodzi o to, że piosenki są na to samo kopyto to znaczy, że prawie w ogole nie ma zróżnicowania charakteru tych piosenek i to nie jest motyw przewodni, po prostu brak inwencji kompozytora... Około 3 razy powtarza się scena gdzie bohater jest w centrum kadru i wyśpiewuje coś mega monotonnego, co dwa takty kulminacja w postaci długo wyytrzymywanego dźwięku. Straszna nuda ;( a spiewajacy gladiator miał po prostu moim zdaniem tam najgorszy glos, nie mowiac o jackmanie ktory kazdy dźwięk strasznie rozwibrowywał.... Szkoda.
co do głosu Jackmana, chyba mało kto zauważył, że jego postać w filmie starzeje się o kilkanaście lat, więc głos też powinien to oddawać. Seriously, akurat on z całej obsady śpiewa genialnie, więc jeśli by tylko chciał (i jeśli Hooper by tak zdecydował), to rzuciłby "ładną", ugładzoną, banalną wersję swoich solówek i byłoby po trollowaniu. Co do piosenek na jedno kopyto - tak, to jest motyw przewodni, i powinno dać widzowi do myślenia (jeśli dany motyw się powtarza to nie bez powodu, zawsze jest to zasugerowane odwołanie do poprzedniej sceny, gdzie już taka melodia była...). A jeśli chodzi o kadry, w których kamera podąża za aktorem, lub zatrzymana jest na jego twarzy przez długi czas - to piękny ukłon reżysera wobec musicalowego, scenicznego pierwowzoru. Przecież prawie każde takie solo, które wyśpiewują postaci, jest w istocie ich monologiem wewnętrznym; zatrzymanie kamery w jednym miejscu kojarzy się automatycznie z tym, jak wyglądają takie sceny w teatrze - scena jest zwykle wyciemniona, mamy tylko reflektor punktowy na śpiewającego aktora i tylko to, co on przekazuje się liczy. Nie wierzę, że trzeba tłumaczyć takie oczywistości.
Nie wiem czy wiesz, ale ten musical był wystawiany przez wiele lat na scenie. Może dlatego Ci się nie podobał... proszę, spróbuj przesłuchać chociażby 25th Anniversary, na youtube jest całość. To jest siła, wzruszenia i urok głosów wykształconych do śpiewania.
Uwielbiam Les Mis i na film poszłam z ciekawości. Warstwa głosowa może nie powala na kolana (na szczęście też nie dobija!), ale za to nadrabia kadrami Paryża (scenę na dachu przesiedziałam z zakrytymi oczami, przeklęty lęk wysokości ^^; ).
Od paru ładnych lat zdarza mi się w środku dnia zacząć nucić Konfrontację, nie wiadomo dlaczego i skąd, najlepiej wszystkie partie wokalne naraz...