Oglądając film Les Mis należy przede wszystkim uwzględnić fakt, że jego producentem jest Cameron Mackintosh, ten sam który obok innych wielkich produkcji teatralnych (Upiór w operze, a wcześniej Koty) podjął się przeniesienia realizację arcydzieła (!) z desek teatru na wielki format. Trudno jest więc dokonywać porównania 1:1. Osobiście jest to dla mnie dopełnienie musicalu w sferze emocji, daleko jednak mi do porównania wrażeń wyniesionych z West Endu, Broadwayu czy naszej Romy w zakresie oprawy muzycznej i przede wszystkim wokalnej.
Dlaczego jednak sięgnięto po takich wykonawców jak Russel Crowe, gdy obok mamy wykonawczynię Eponine, tę samą która wystąpiła w O2 Arena na 25-lecie londyńskiej wersji musicalu - nie wiem. Wiem natomiast, że film poruszył mnie do głębi, ale po świetną muzykę sięgnęłam do mojej biblioteki muzycznej tuż po powrocie z kina. Niemniej jednak film warty polecenia.