Wczoraj byłam na pokazie przedpremierowym, więc podzielę się tak na szybko paroma szczegółami i przemyśleniami:
- aktorzy może i nie śpiewają nuta w nutę tak jak to powinno być zaśpiewane, ale za to wkładają w to niesamowitą ilość emocji. 'I dreamed a dream' jest bardzo ciche, prawie wyszeptane, a nawet w pewnym momencie Fantine zaśpiewała coś głośniej i od razu umilkła, jakby bała się że ktoś ją może usłyszeć. I to chyba było dobre rozwiązanie. Taki sposób wykonania tych piosenek buduje nastrój.
- obsada daje radę, chociaż jak wcześniej wspomniałam, na swój charakterystyczny sposób. Valjean, Fantine, Marius, Gavroche, Thenardierowie, Eponine to postaci zagrane na prawdę dobrze. Dorosła Cosette jakoś w ogóle w żadnej wersji do mnie nie przemawia jako postać, ale też było dobrze. Enjorlas trochę za mało rzucał się w oczy na początku, ale potem również było dobrze. Czy komuś trzeba jeszcze tłumaczyć, że Colm Wilkinson jest świetny? Bardzo cieszy mnie obsadzenie go w tym filmie. Russel Crove był osobą o którą bałam się najbardziej, ale dał radę. Mogłoby być lepiej i rzeczywiście w moim odczuciu był najsłabszą osobą w obsadzie, ale nie raził jakoś bardzo. Tylko 'Gwiazdy' mogłyby być bardziej wzniosłe.
- parę rzeczy zostało zmienionych tak żeby zachować zgodność z książką [spoilery!]: Eponine umiera zasłaniając Mariusa, Valjean kupuje małej Cosette lalkę, jest wątek dziadka Mariusa [co prawda tylko lekko zarysowany, ale Marius nie jest już tak wyblakłą postacią], jest scena pogrzebu generała Lamarque'a, Valjean z Cosette uciekają przed Javert'em i znajdują schronienie w klasztorze, fantine sprzedaje zęby i jeszcze kilka innych [koniec spoilerów]
- nie wiem czemu [w książce tak chyba nie było?] w scenie w kanałach Valjean budzi się, kiedy Thenardier chce go obrabować i pyta go o wyjście z kanałów. Również to Gavroche daje Valjean'owi list, a nie Eponine. Moim zdaniem zabieg trochę nie potrzebny.
- dwie piosenki zostały zupełnie usunięte ['Night of Anuish' i 'Dog eats dog'], co jest moim zdaniem kiepskim rozwiązaniem, a kilka skróconych ['Turning', 'Beggars at the Feast'...], parę partii zostało dodanych [Javert prosi mera o dymisję...] i jest jedna nowa piosenka ['Suddenly'] o miłości Vajlean'a do małej Cosette - moim zdaniem super rozwiązanie.
- niektóre piosenki są przesunięte, np. 'On my own' jest przed 'One day more', 'Lovely ladies' przed 'I dreamed a dream' i jeszcze parę innych. Jednak służy to fabule i żadna z tych zmian jakoś nie razi. Wszystko ze sobą współgra w tej kolejności.
- scenografia i kostiumy są wspaniałe. Niesamowita dbałość o szczegóły i precyzja. Widać jak duży budżet miał ten film. Statki, klify, całe miasta, barykada... wszystko wygląda wspaniale.
- film jest niesamowicie angażujący emocjonalnie, chwilami aż męczący. Chociaż dla mnie był to plus. Film był po prostu bardzo 'teatralny' [chwilami przez całą piosenkę kadr był nieruchomy pokazując tylko twarz aktora/aktorki]. Był też utrzymany głównie w ciemnych kolorach.
Jak mi się coś jeszcze przypomni to dopiszę, jak ktoś ma jakieś pytania to chętnie odpowiem, mogę też np. wypisać wszystkie te pozamieniane kolejnością piosenki, skrócone fragmenty itd. W każdym razie film jak najbardziej polecam, choć jest dość specyficzny.
Witaj, i ja tam byłam :)
Rzeczywiście, film bardzo angażujący emocjonalnie, przyznam się bez bicia, że kilka razy oczy mi się zaszkliły (szczególnie przy tych najbardziej smutaśnych utworach)..
Wizualnie niczego mu nie brakowało - nie tylko scenografia i kostiumy, urzekły mnie także makijaże i cała ta otoczka brudu (państwo Thenardier, a szczególnie Fantine, re-we-lac-ja!), nieładu, tuszowania brzydoty jaskrawymi kolorami i tandetnym make-upem (pani Thenardier i 'lovely ladies')..
Skład aktorski: bomba! Russel Crowe rzeczywiście był dość jednowymiarowy, ale ma całkiem przyjemny głos, na dodatek wyglądał jak pół miliona dolarów (Gladiatorem już nie będzie ;) )
Podsumowując: nie przepadam za musicalami, ale z czystym sumieniem wystawiam Les Miserables pozytywną ocenę. Podobało się :)
Twój komentarz co do Russel'a bardzo pozytywnie mnie rozbawił :) Nastawiłyście mnie pozytywnie na ten film (mówię jakbym wcześniej nie była) Aż mi szkoda że mnie tam nie było :)
"Wygląda jak pół miliona dolarów" jest śliczne :) Ale całe szczęście on chyba nawet nie chce być już Gladiatorem i niespecjalnie chyba na ogół dba o powierzchowność granych postaci. Zawsze miałam wrażenie, że podchodzi do robienia z niego przystojniaka: "ok, chcecie, to mogę przystojniaka zagrać, co mi tam" :)
Tłumaczenie jest nowe [w sumie nie wiem czy nowe, ale ani nie romskie, ani nie gdyńskie, ani nie to z koncertu na 25-lecie] i w miarę dosłownie przełożone z angielskiego [oprócz jakiś pojedynczych fragmentów]. Ogólnie na pierwszy rzut oka uważam, że jest udane.
Jedyne co drażniło, to że podczas np. 'Konfrontacji', albo 'One Day More' [piosenek gdzie na raz śpiewają dwie, lub więcej osób i każda coś innego] zazwyczaj tłumaczone były tylko teksty jednej osoby. I oczywiście, trudno byłoby to czytać jakby na ekranie było na raz np. sześć różnych zdań, ale osobom nie znającym tych piosenek umykały dość spore fragmenty, a nie dało się ich zazwyczaj zrozumieć ze słuchu. Taka dygresja
aaaj! dzięki za ten komentarz! uspokoiłeś moją duszę! tak się bałam o to tłumaczenie, że będzie romskie, ufff
Wg mnie z kolei tłumaczenie chociażby Romy byłoby o wiele lepszym rozwiązaniem. Zupełnie nie pamiętam, które konkretnie kwestie mi nie pasowały, ale momentami filmowe było zbyt dosłowne, a czasami - zbyt wiele dopowiadające. Kojarzę tylko ostatnie wersy "On My Own" - "Kocham go/A on mnie nie" - w oryginale wiemy jak to jest :) Dla mnie coś ewidentnie nie zagrało, ale miałam na tyle swobody, że znałam teksty na pamięć i nie musiałam śledzić napisów (co było sporą ulgą).
Mam nadzieję, że do czasu premiery jakoś to dopracują.
Nie ma za co, ale tak na przyszłość: jestem dziewczyną ;) (powinni na Filmwebie wprowadzić jakieś oznaczenia co do płci...)
Sprostowanie: sceny z wręczeniem Valjean'owi listu przez Gavroche'a i scena w kanałach gdzie Valjean budzi się, gdy Thenardier chce go obrabować były w książce.
Nie śpiewają dokładnie wg. nut, bo reżyser miał wizję, żeby nie nagrywać w studiu piosenek, tylko aktorzy na planie śpiewali tak jak czuli z przerwami tak jak sami uznają, żeby ukazać emocje. I po prostu bodajże był tapper, gość z pianinem, który dobierał rytm podczas ich śpiewu do stanu aktualnego czy jakoś tak. A potem podłożyli to pod orkiestrę;) . Tak jak kiedyś gość grał na pianinie do filmów niemych na żywo w kinie dopasowując się do obrazu. Jak dla mnie in plus. W wywiadach z twórcami na promocyjnych filmikach o tym mówią. Pewnie na DVD w Making of będzie. Było o tym też na Filmwebie "Standardowa procedura w przypadku filmowych musicali jest prosta: aktorzy wchodzą do studia i nagrywają piosenki, na planie puszczane są taśmy, a aktorzy tylko poruszają ustami. Hooper stawia jednak na realizm i śpiew aktorów nagrywać będzie bezpośrednio na planie."
Wszystko to już od dawna wiem. Chociaż nieśpiewanie wg. nut nie jest wynikiem śpiewania na żywo (nie w studiu, a na planie), a postanowienia twórców że śpiewa w tym filmie nie ma być poprawny, a raczej wywołujący emocje i pasujący do realiów filmu (wcześniejszy przykład z Fantine) ;)
Tak, tak zgadzam się z tym. Może źle dobrałem słowa i zaszedłem temat od drugiej strony. Oczywiście masz rację.
Z tą standardową procedurą to nie do końca tak jest. Jak kręcili "Mamma Mia" to oprócz nagrania w studiu aktorzy śpiewali też na planie i potem to łączyli, dobierali, co lepiej wyszło (np. piosenka "winner takes it all" jest prawie w całości nagrana na planie, bo Meryl jest boska)
Dziękuję Ci za tak wspaniała wypowiedź! Kocham książkę Wiktora Hugo , mam musical na dvd - zresztą wspaniały - i z góry cieszę się na dobry film!. Pozdrawiam.