Oczekiwałam tego filmu tak długo, że nawet gdyby okazał się najbardziej nieudaną produkcją wszechczasów, nie mogłabym się nim rozczarować. Na szczęście, zdecydowanie nie okazał się niewypałem i , tak jak sądziłam, że zrobię, przyznałam mu maksimum punktów, chociaż nie jest na pewno idealny. Czytałam co nieco o nowatorskim podejściu do musicalu, ale nie sądziłam, że aż tak wpłynie ono na całokształt. Nie jest to klasycznie piękny, słodki świat z musicalu.
+ Obsada (przede wszystkim Hugh Jackman i Anne Hathaway; szczególnie ona tą rolą przekonała mnie o swojej wartości, bo dotąd nie widziałam jej w niczym różnie ambitnym; i nowy talent na wielkim ekranie - Eponine)
+ Nagrania głosów na żywo, co daje niesamowitą emocjonalność, niespotykaną w żadnym innym musicalu
+ kostiumy, charakteryzacja, lokacje
+ ciężki temat urozmaicony w odpowiednich momentach wkroczeniem pary karczmarzy (akurat zawsze pojawiali się w chwilach, gdy męczyły mnie smutne i refleksyjne partie)
+ kręcenie scen na jednym ujęciu – bez potrzeby dzielenia jednej sceny na zbyt wiele ujęć
A co do gorszych stron, to zaliczam do nich:
- kadry – zbyt dużo zbliżeń
- długość - bądź co bądź, nawet na najciekawszym filmie trudno wysiedzieć tyle czasu
- dorosła Cosette (po prostu nie znoszę tej aktorki; w ogóle wątek miłości młodych był przesłodzony i szczególnie nieprawdziwy)
Generalnie więc jestem bardzo na tak i pewnie nie raz wrócę do tej produkcji.
Jeśli chodzi o wątek miłosny między Cosette i Mariuszem to nie jest to wina filmu. Już w książce jest przesłodzony.
Być może, książki akurat nie miałam okazji przeczytać, w musicalu (ww teatrze) też mi to nieco przeszkadzało. Aczkolwiek samą produkcję bardzo lubię:). Jak z resztą napisałam wyżej.