mnie odrobine nudziły partie w których melancholijnie sobie śpiewali o swoich rozterkach ;)
nie, że źle spiewali - melodie były po prostu ...nudne, nie wpadajace w ucho.
Duzy plus za pieśń więźniów i patetyczną piesń o wolnośći. Bez tego soundtracku przysnałbym ani chybi.
Zgadzam sie jedynie te dwa fragmenty soundtracku zapadaja w pamiec i sa w jakis sposob chwytliwe, musicalowe reszta wieje nuda. Ja na poczatku filmu widzac aktorow ni to spiewajacych ni to deklamujacych odczulam lekkie zazenowanie.
Ogolnie filmik znosny ale bez rewelacji, z perspektywy calosci jedynie H. Jackman przekonywujacy, aczkolwiek nie oscarowy ( np. Day Lewis o niebo lepszy)
A porownujac jedynie pod wzgledem gatunkowym, Sweeney Todd ( podaje jako przyklad, bo to ostatni musical ktory zapadl mi w pamiec i zrobil ogromne wrazenie, wlacznie z soundtrackiem) zdecydowanie, duzo duzo lepszy.
Zgodze sie ze Nedznicy to film " zasadniczo w porzadku ale....." jednak wlasnie to "ale" pozostaje