wszyscy przegrają..............nia moga tak spiewac jak spiewacy...Wilkinson czy Boe....chyba ze podmienia głosy tak jak bylo na West side story.....Szkoda mi Jackmana.....ale moze si emyle i potafi zaspiewac.............................
Akurat Jackman niejako 'wywodzi' się z musicalu [Piękna i bestia, Sunset Boulevard, Oklahoma, The Boy from Oz (za co dostał nagrodę Tony)], więc o niego bym się nie martwiła ;).
szkoda ci Jackman'a..?! Hugh Jackman ma niesmaowity głos i jest tak jak wyżej wspomniano aktorem wszechstronnym, śpiewa, tańczy, gra i to całkiem nieźle, wystarczy obejrzeć opening do oscarów ktore realizował pare lat temu. Jackam i Hatheway razem z Seifried stworzą najlepiej śpiewającą obsadę jak tylko można było skompletować dot ego musicalu, nie wspominając o tym że profilem idealnie pasują do bohaterów ksiązki
mi brakuje w obsadzie Ewana McGreggora, wielka szkoda, że mu nie dali jakiejś choćby malutkiej rólki wokalnej, bo ma przepiękny głos... to co wyprawiał z Nicole Kidman w Moulin Rouge, ach...
Nie, nie wyprawiał tam za dużo. Mimo całej mojej sympatii dla niego i miłości dla Moulin Rouge nie mogę się zgodzić :P Cała obsada faktycznie śpiewała już coś kiedyś, oczywiście stoją przed wielkim wyzwaniem i życzę im (i sobie) żeby się to wszystko udało. Boję się tylko o głos Russela, ale... czego nie dośpiewa to dogra i powinno być pięknie. Poza tym - ten reżyser nie pozwoli im się obijać na planie ;)
Crowe ma nawet własny zespół i śpiewa ze 20 lat... Nie do końca muzykę, która mi odpowiada, więc i fanką nie jestem, ale głos tego gościa... Piękny. Autralijczycy często takie mają, głębokie i niskie, ciekawe z czego to wynika. On, Jackman, śp. Leather...
Też się bałam tej obsady :) Na uspokojenie nerwów proponuję to:
http://www.youtube.com/watch?v=DDK-kwVFkMA&feature=fvwrel
:)
Wszyscy są utalentowani (mniej lub bardziej), ale największe wrażenie zrobił na mnie Eddie Redmayne, aż mnie na chwilę zatkało. No nic - czekam;)
na pewno nie można martwić się o Eponine i o biskupa - Samantha Barks jako Eponine jest moim zdaniem wspaniała, a Colm Wilkinson to przecież pierwszy angielski Jean Valjean! :D
http://www.youtube.com/watch?v=mc5gCVWxNkI
http://www.youtube.com/watch?v=nwAgQA5gVVE
http://www.youtube.com/watch?v=s-0MS72uHSQ
http://www.youtube.com/watch?v=8EXxQX0ZNQI
Swoją drogą podczas tego koncertu Nick Jonas też odwalił kawał dobrej roboty - nie znałam go z tej strony :) Ale przecież zaczynał jako Gavroche :)
Sama nie jestem zwolenniczką zjeżdżania Nicka, ale tu się wybitnie nie popisał - znaczy ładnie wyglądał. I tak sobie grał. Ale widziałaś wersję z 10-lecia? Czy tam nawet Micheala Balla na końcu wersji z 25-lecia? Różnica jest kolosalna.
Co do Samanthy, to moim zdaniem, ona jest straszna, w szczególności, kiedy śpiewa "On my own". Słyszałaś wykonanie Lei Salongi? Ale to tylko moje zdanie. Może po filmie się do niej przekonam. Zobaczymy.
Ja się tam cieszę na Jackmana...
Słuchałam, słuchałam. Michael Ball super, ale czegoś mi w nim zabrakło, co miał Nick (żeby nie było - nie trawię tego, co Nick śpiewa poza sceną), nie umiem powiedzieć czego dokładnie. Lea równie pięknie, poza tym niezrównana jako Fantine, ale chyba wolę jednak Samanthę, myślę, że to kwestia gustu :)
wiem co miał Nick, a czego nie miał Michael - cierpienia wymalowanego na twarzy. pewnie zdawał sobie sprawę, że choćby nie wiem co, to i tak nie dorówna poziomem pozostałym członkom obsady. niestety, ci, którzy go do tej roli wybrali zrobili chłopakowi krzywdę...
a co do Samanthy - głos sam w sobie jest ładny, ale patrząc na nią, a przede wszystkim jej słuchając miałam wrażenie oglądania jakiegoś "musicalu" Disneya. mocno popowo, pod względem techniki raczej chaotycznie, niektóre niskie dźwięki były za niskie, a te wysokie były wydarte, aktorsko też Disney niestety... biedne te dzieciaki, Nick i Samantha, poprzeczkę mieli ustawioną naprawdę bardzo wysoko...
Nie zgodzę się. Uważam, że Samanthy Barks nie można porównać z Nickiem. Nie mam żadnej wiedzy muzycznej, ale odniosłam wrażenie, że ma o wiele mocniejszy, bardziej wyćwiczony głos i wcale nie musiała wspinać się na palce, żeby dosięgnąć poprzeczki. Obok Nancy Sullivan to moja ulubiona Eponina, w moim mniemaniu (wybaczcie wszędzie to "mój, moje" - podkreślam, żeby było wiadomo, że to tylko moja opinia i nikt nie musi się z nią zgadzać) Lea Salonga nie śpiewała jak dziewczyna, która zamiast ma umrzeć, była pogodna i delikatna. Na koncercie z 25. rocznicy nie można było ocenić w pełni gry aktorskiej Samanthy Barks (bardzo żałuję, że zrobili to tak statycznie), ale np. na nagraniach z normalnego przedstawienia, co prawda niewyraźnych, nie wygląda tak źle, a może to ja mam skromne wymagania. Jestem nastawiona do niej optymistycznie. Hej, to mogła być Taylor Swift!
Obawiam się natomiast o Mariusza. Eddie Redmayne wydaje się sympatyczny ("monarchist or two" :D), nie wygląda najgorzej (choć uważam, że np. Nick miał lepszą aparycję na Mariusza, zwłaszcza, jeśli porównać go do tego książkowego, czarnowłosego, średniego wzrostu, wrażliwego i zagubionego), ale nawet krótki kawałek "Cosette, Cosette!" w jego wykonaniu nastawia mnie sceptycznie. Mam nadzieję, że niesłusznie.
czy mam się cieszyć, że nie wiem kto to Taylor Swift? Masz rację, Samantha ma lepszy głos niż Nick, który był niestety najsłabszym ogniwem tej imprezy, w jej przypadku to już bardziej czepianie się "drobiazgów" przez które odebrałam ją tak jak odebrałam.
ale wracając do filmu - jak można wywnioskować z featurette to nie będzie tradycyjnie wyśpiewany musical, tylko coś bardziej aktorskiego. więc jest szansa, że wszelkie niedostatki wokalne przykryją dostatkami aktorskimi ;)
btw. na youtube ktoś zrobił śpiewaną kompilację wszystkich aktorów (ale w innym repertuarze niż LM), nie wiem czy widziałaś - http://www.youtube.com/watch?v=bYTTT-u7aUg
Tak, widziałam tę kompilację... ale oczywiście Eddie Redmayne śpiewający "Ave Maria" to co innego niż Eddie Redmayne śpiewający "A Heart Full of Love".
Też myślę, że postawią również na grę aktorską - w końcu grają tu zawodowi aktorzy, a nie śpiewacy. Bardzo ciekawi mnie, jak przedstawią np. "One Day More".
+ nie uważam, żeby nieznajomość Taylor Swift była jakimkolwiek powodem do zmartwienia (;
a mnie akurat jego "Cosette, Cosette" się podobało, boję się za to o Hugh Jackmana, bo nie brzmiał za dobrze.
co do "darcia się" na wysokich dźwiękach SB - to się nazywa belting. i jest wręcz wymagany do tej roli, bo bez niego mezzo sopran nie brzmiałby zbyt dobrze.