..albo to ja jestem jakaś dziwna. film jest jak jeden nieznośnie długi trailer, z zadatkami na high school musical 8, wywołujący salwy śmiechu na sali w najtragiczniejszych momentach, melodramatyczny, teatralny do granic wytrzymałości ( na co te wszystkie zbliżenia?!!).
a na Crowe to się śmiertelnie obraziłam.
Ja natomiast albo jestem zwyczajnym pospołem nieumiejącym docenić prawdziwego działa sztuki albo po prostu ten film jest słaby. Nieee wiem, ale spodziewałam się czegoś niesamowitego, a po dwóch godzinach po prostu wyszłam z kina bo nbie wytrzymałam ani chwili dłużej. Było to pierwszy raz, a zawsze śmiałam się z idiotów, którzy płacą za bilet a potem wychodzą, ale nie byłam jeszcze na tak słabym filmie, który po prostu zmęczył mnie do tego stopnia, że słuchając w aucie radia zet byłam wdzięczna losowi za to, że po raz milion pierwszy mogłam usłyszeć Whitney Houston...
Salwy śmiechu? Przykro mi, oglądałaś z jakimś stadem debili/niedorozwojów. Na moim seansie wszyscy płakali a na koniec seansu rozległy się brawa. Śmiech był tylko w czasie komicznej piosenki w karczmie.
Wielki film.
Film był przepiękny, chociaż strona muzyczna nie wyszła idealnie. Hugh Jackman trochę zaciągał, ale to i tak można wybaczyć po usłyszeniu Amandy... CO ZA BEZNADZIEJA. Ona tylko piszczała. Nie znoszę jej. ARRRRRRRR.
Eponine na początku nie irytowała musicalowo-highschoolowym stylem, jednak na koniec mnie bardzo wzruszyła. Idealnie pasowała do roli.
Otóż to! Codziennie z siedziby dystrybutora wyjeżdża kilka ciężarówek ziemniaków, którymi przekupuje się filmwebowiczów. Wbrew zapowiedziom do mnie nie dotarł nawet jeden kartofel, dlatego nie będę już chwalił tego filmu. Ba - w akcie zemsty wyjawiam Wam prawdę!
A u mnie placki ziemniaczane na obiad czwarty dzien... Ma sie te chody u dystrybutora...
!!!
Dystrybutorze - wiecie co zrobić, żeby nie zmienił oceny filmu na 1 i nie zaczął narzekać, że w musicalu dużo śpiewają. Czekam na dostawę.
Trzeba bylo nie isc na pokaz dla opoznionych gimnazjalistow, tylko do normalnego kina. Bylam dwa razy i nikt sie nie smial, no moze wtedy kiedy bylo smieszne, ale malo tego smiesznego bylo, bo to refleksyjno-smutna opowiesc.
Akurat u mnie było inaczej, nikt się nie śmiał za wyjątkiem scen z Theandrierami(nie wiem czy dobrze napisałem). Oceniłem film na 9, bo mi bardzo przypadł do gustu. Nie rozumiem też wszystkich "hejtów" lecących na Crowa. Jego "Stars" było świetne! Gdzieś ktoś tu pisał że Crowa krytykują ci którzy nie widzieli innych javiertów
Chyba właśnie na odwrót... Inni Javerci byli fenomenalni w porównaniu z nim. Choćby nasz romowski. Ten człowiek to dopiero ma kawał mrocznego głosu...
Z tym Romowskim się zgodzę, rzeczyiwście był lepszy, ale ja oprócz fenomenalnego Philipa Quasta nie widziałem nikogo lepszrgo od Crowa. Szczególnie ten z 25-lecia mi przeszkadzał. Nie chodziło mi o kolor skóry(ale czarny javiert?), tylko o głos.
Nie byli fenomenalni.
Tak właśnie uważam, że Crowe'a krytykują głównie ci, którzy innych nie widzieli (nie tylko oczywiście, bo to kwestia gustu). Wykonawcy Javerta są zawsze doskonali technicznie, aktorsko u nich znacznie gorzej (ten romowski to dla mnie jeden z najgorszych Javertów - głos cudowny, ale jak automat), a Javert potrzebował zmiany duszy, emocji pod koniec, w tym Crowe był wybitny! Nie tracąc maski służbisty uzasadnił to, że musiał odebrać sobie życie. Sztuka prawdziwa. Trochę nie zgadzam się z jego interpretacją dlaczego musiał umrzeć, ale była w tym jakakolwiek interpretacja.
Głos jedynie był ważny u Mariusa, Cosette, a nawet u Fandine, bo jej tragizmu okoliczności dodawały wystarczająco. Valjean, Javert i Eponine potrzebują świetnych aktorów, żeby tak naprawdę zrozumieć ich i ich dramat.
Aktorka grająca Eponinę zarządziła aktorsko i wokalnie. Mimiki jej chyba uczyła sama Helena Bonham Carter, która też w tym filmie w tej kwestii wymiatała.
Np. jak Marius chce dać pieniądze Eponinie za znalezienie Kozety. Jej śpiew i przejście z mimiką do "no" - aktorski majstersztyk.
Tylko że romowski Javert był zinterpretowany zupełnie inaczej. Czuć było bijącą od niego nienawiść do biedoty, majestat, niewzruszoną pewność że to co robi, jest słuszne. Gdy patrzyło się jak wchodzi na scenę, wręcz biła od niego jakaś groza. Crowe gra, jakby było mu w sumie wszystko jedno.