jeszcze trochę, a ten musical dorównałby "Lincolnowi" w tempie akcji.. macie racje, musicale się
kocha, albo nienawidzi- tylko nie wiem, gdzie wrzucić ten film, bo jakoś musicale są w porządku,
ale ten..
dłużyzny, nic nie wnoszące epizody, jakieś dziwne błędy montażowe.. niektóre sceny śpiewane
były po prostu komiczne w swojej wymowie, a wątek pary S.B. Cohen i H.B. Carter na początku
śmieszył, ale potem okazał się okrutnie tandetny. Tak na prawdę, to poruszyła mnie jedynie
ostatnia scena.. cóż, śpiewające przystojniaki jakoś do mnie nie trafili ;]