... zawsze w filmie muszą coś zepsuć. Ktoś mówi takiemu, żeby siedział na dupie, to ten zamiast siedzieć na tej dupie zawsze musi zrobić jakiś problem, zawsze coś musi przez niego wybuchnąć i tak dalej. W tej bajce cała fabuła się na tym opiera i jest to okropnie męczące. Dla mnie morał tej bajki jest bardzo dziwny: bądź denerwujący, niszcz wszystkim plany i demoluj wszystko, ale inni i tak mają to znosić i mają cię kochać, bo tak, bo rodzina. Tylko, że nawet członków rodziny człowiek odcina, kiedy ci są zbyt destrukcyjni, a tu? Zachęta do akceptacji wszystkiego. "Nie jesteś zły, tylko czasem (w sumie prawie zawsze) robisz złe rzeczy". Dla mnie to jest absurdalne i kompletnie bez sensu.
Na tym polega problem: dzieci bywają nieposłuszne, kłótliwe, dokuczają słabszym lub innym od siebie, sprawiają problemy i często doprowadzają rodziców do szału, a mimo to są kochane, uczą się na błędach, uczą się doceniania swojej rodziny i szanowania innych, dorastają i stają się lepszymi ludźmi. Nie zawsze oczywiście i mamy tutaj do czynienia z trudnym przypadkiem rozbitej rodziny, ale często sytuacja z dziećmi wygląda tak, jak powyżej napisałeś. Dla mnie morał wygląda bardziej optymistycznie: jeśli ktoś zachowuje się źle i niszczy wszystko, czego dotknie niekoniecznie oznacza to, że jest zły i można go nauczyć miłości, pokojowego zachowania, więzi, zaufania i szacunku do innych. Do tego dochodzi jeszcze oczywiste przesłanie o tym, że rodzinę można odnaleźć w każdym przy kim czujesz się sobą, przy kim czujesz się akceptowany i kto pomaga ci stać się lepszą osobą.