Niestety, każda kolejna część "Listów do M. " jest coraz słabsza. Pierwsza część była rewelacyjna, w cudownym świątecznym klimacie, zabawna i wzruszająca, z pozytywnym przesłaniem, z plejadą świetnych aktorów. A potem ktoś postanowił wszystko zepsuć, wprowadzono smutne, przygnębiające wątki, zaczęto uśmiercać głównych bohaterów, zniknął pozytywny świąteczny klimat, jakiego oczekuję od tego rodzaju filmów, a scenariusze były coraz słabsze. Część 6 jest kolejną odsłoną znanej już historii, jest zima, świąteczne dekoracje, muzyka, dobrzy aktorzy, ale... Coś się nie klei, za dużo pesymistycznych wątków, chociaż bywa też zabawnie, czasem wzruszająco. Duet Dygant - Adamczyk jak zwykle się kłóci, ale to już było, oglądamy w zasadzie powtórkę, podobnie jest w przypadku wielu innych postaci, mamy wrażenie, że to wszystko już widzieliśmy. Wyszłam z kina rozczarowana z postanowieniem, że na kolejną część już nie pójdę.