Film zaczyna się świetnie. Z każdą minutą nabiera tępa. Młody Joe dobrze narysowana postać
zepsutego młodego chłopaka, chodzi na prostytutki, uzależniony od narkotyków, zdradza
jedynego przyjaciela, jest przyjemnie niemoralny. Historia miła dla oka zdaje się być ciekawa.
Niestety do momentu pojawienia się Loopera Joe. Po 30 minutach wciągania i
zainteresowania widza rozwojem sytuacji film znika. Nie ratuje go nawet Bruce Willis, który to
jest nijaki od początku do końca. Starszy Joe jest jak pusty robot zabija wszystko na swojej
drodze w dodatku robi to w stylu nieśmiertelnego wchodząc w grupę kilkunastu przeciwników
zabija wszystkich nikomu nawet nie udaje się w niego wycelować. Pobyt młodego Joe na
farmie to gwóźdź do trumny. Fabuła staje w miejscu, wszyscy czekają na nieuchronny koniec
wspominając to i owo. Nawet nie ma o czym pisać. No i zakończenie. Cudowna wewnętrzna
zmiana Młodego Joe, bohaterskie samobójstwo ratujące świat przed straszną zemstą
dziesięcioletniego chłopca. Można było tego uniknąć i nie pozostawiać widza w niedosycie, Joe
mógł odstrzelić sobie palca, rękę - zrobić cokolwiek innego niż samobójstwo. Zostaliśmy sami
w fotelach z niezakończonymi wątkami, martwym głównym bohaterem, samotną matką z
dzieckiem "świrem". Film oceniam na 4/10 pomysł ciekawy z wciągającym początkiem,
niestety nie wystarcza go nawet na połowę filmu.