http://film.dziennik.pl/artykuly/327965,nie-z-nami-te-los-numeros.html Fragment recenzji z DZIENNIKA, 25 marca 2011. Ocena 1/6
"Ryszard Zatorski – spec od nieśmiesznych komedii.
Męscy bohaterowie niby wykonują jakieś zawody, jednak są w tym tak mdli i nieprzekonujący, że równie dobrze mogliby pobierać od państwa zasiłek dla bezrobotnych. W rolach nijakich mężczyzn Zatorski chętnie obsadza mydłkowatych amantów takich jak Lesław Żurek.
Bohaterki to klasyczne wielkookie cielęta snujące się po ekranie dla ozdoby.
W filmach Zatorskiego oko widza z powinno zatrzymywać się na ślicznych bohaterach, dlatego tło jest wylizane z jakichkolwiek szczegółów. Dekoracje z IKEI i pocztówkowe kadry Warszawy to wszystko, na co możemy liczyć. Chyba że trafi się jakiś radosny "product placement".
Kiedy na ekranie nic się nie dzieje (bohater gapi się przez okno, para bohaterów patrzy sobie w oczy), w tle leci jakiś skoczny albo romantyczny kawałek wprowadzający w odpowiedni nastrój. "Los numeros" możemy uznać za przydługi wideoklip towarzyszący dynamicznej ścieżce dźwiękowej.
Sposób, w jaki komunikują się ze sobą bohaterowie, sprowadza się do :
A) stwierdzania oczywistości ("Idziesz ? Tak, idę" - Bohater idzie),
B) streszczania zawiłych zwrotów akcji (bohaterowie opowiadają sobie : co, kto i dlaczego zrobił).
Taka strategia dialogów to dziedzictwo telenowelowego scenariopisarstwa, które uwzględnia, że gospodyni domowa nie patrzy cały czas na ekran, tylko np. obiera ziemniaki. W kinie w tym czasie możemy zająć się jedzeniem popcornu i wysyłaniem SMS-ów – nic ważnego w przebiegu akcji na pewno nam nie umknie.
Zatorski wziął sobie do serca złotą zasadę hollywoodzkich producentów, że dobry scenariusz da się streścić w jednym zdaniu – LOS NUMEROS : POLICJANT WYGRYWA LOS NA LOTERII.
Te pomysły nie są rozwijane w pełnowymiarowe scenariusze, zaś luki, przeskoki i nielogiczności akcji przypominają południowoamerykańskie telenowele albo kinematografię azjatycką"
Jest jakiś amator na wizytę w kinie ?