Pamiętam jak wielkim był rozczarowaniem, jak bardzo było mi szkoda, że adaptacja jednej z moich ulubionych książek okazała się zupełnie nietrafiona. Nastrój powieści ma w sobie więcej niepokoju, miejscami nawet psychodelii, bywa rozładowany przez ironiczny, absurdalny humor, pod którym, po zastanowieniu, odkryć można wiele prawdziwych, brutalnych reguł rządzących życiem społecznym, jednak zawsze wyczuwalna jest jest ta powaga, okropna niezmienność stanu rzeczy. Film był nieskomplikowany, błahy, podobny do wielu innych. Nie zawarł założenia autora, krytyki brutalności, o której wspomniałam, był tylko ciekawą historią. Nigdy nie przyszłoby mi na myśl, że do roli McMurphy'ego można wybrać Jacka Nickolsona! Gdzie jest jego tubalny głos, muskulatura i wzrost, jego dobrotliwość(Nicholson jest cały czas złośliwcem)? A siostra Ratched? Była nijaka, wyobrażałam ją sobie inaczej. Może, rzeczywiście, wyobrażenia dotyczące wyglądu, ogólne wrażenie o bohaterze są bardzo osobiste, subiektywne i to żaden argument, ale warto wiedzieć, że z doborem aktorów nie zgadzał się sam autor "Lotu nad kukułczym gniazdem", Ken Kesey. Wszystkim, którym podobał się film polecam książkę- tam odnajdziecie prawdziwego McMurphy'ego, siostrę Ratched, prawdziwą grozę i symboliczną opowieść o chorym, niewyrozumiałym amerykańskim społeczeństwie.