Książka jest rewelacyjna i dopiero długo, długo po jej przeczytaniu obejrzałam film i ufffff na szczęście okazał się godny:):):)
Mnie w ogóle wkurza jakiekolwiek porównywanie książek do filmów. Są to dwie róźne sztuki więc po co sobie zawracać łeb jakimś porównywaniem, co to znaczy że okazał się godny? To osobne dzieło i nic mu do książki. Wkurzają mnie opinie, że film musi oddawać ducha książki. Reżyser ma prawo zrobić z historią co mu się podoba, bo to jego własna interpretacja. Wszelkie takie porównania mogą jedynie wywołać rozczarowanie, bo książki każdy odbiera indywidualnie, na swój sposób, więc nigdy nie będzie tak, że reżyser wszystkim dogodzi.
cytat z pewnej ksiazki:
"Z chwilą, gdy adaptator przyjmuje od macierzystego utworu jego tytuł, zobowiązuje się do przekazania materiału, którym jest dla niego dany utwór w rysach, które go charakteryzują. Przekracza swoje prawo adaptor, jeśli czyni adaptacje niepodobną do materiału, na którym się ona opiera. Jeżeli adaptator chce potraktować utwór literacki bardzo swobodnie, powinien zrezygnować z nadawania adaptacji tytułu utworu."
np."Tron we krwi" - na podstawie: tragedii "Makbet" Williama Szekspira(nie zaglebiam sie tutaj czy to byla dobra czy zla adaptacja, lae chodzi o sam tytul)
nie no rację masz niewątpliwie. ale często jest tak, że czytasz jakąs strasznie zajmującą ksiązkę potem ogladasz film na jej podstawie i zal ze nie ma jakis waznych scen - o których wszyscy wiedza ze są wazne. jst za to rozwiniety watek taki który sie dobrze sprzedaje(głownie miłosny). To akurat nie tyczy sie "Lotu..." ale ogólnie. Lot.. jak dla mnie jest jednym z wyjatkow.
Pozdrawiam