Po raz kolejny oglądam film którego ocena jest tak skrajna..od pełnego entuzjazmu do przewidywalności i nie trafności w temat.
Musze przyznać ze film -jak dla mnie -dzieli się na dwie części , pierwsza to tak w której Whip walczy tylko by się wywinąć, a druga jak "staje się bohaterem/antybohaterem.
Myślę ze sam zamysł scenariusza był dobry, cala akcja oraz doprowadzenie do "ucięcia głowy sprawie" tworzył związek przyczynowo- skutkowy i to była mocna cześć filmu.
Wydaje mi się jednak ze przyznanie się do winy/katharsis, zaniża poziom.
Czy każdy film musi tak kończyć się happy end,albo film z pouczeniem..po co?przecież to nic nowego wiadomo ze się nie powinno pic/palić prowadząc cokolwiek...?
Musze przyznać także ze jedna z najlepszych scen rozgrywa się chorym na raka pacjentem szpitala, jego dystans do choroby i siebie , to jak sobie z tym radzi jest przykładem ,czego nawet zdrowi nie potrafią przeskoczyć...
Kurcze mam wrażenie ze jest to film oscarowy..ja na pewno dałbym za ścieżkę dźwiękowa która wymiata.
Resumując dobry film z trochę niefortunnym zakończeniem psujący cały obraz..ale cóż nie można mieć wszystkiego..poza tym zapewne to kwestia gustu..
ja daje 7/10