...i katastrofie lotniczej. Niepotrzebnie próbuje podszywać się pod współczesną rzeczywistość. Padają nazwy linii lotniczych, związków zawodowych, instytucji śledczych, komisji federalnych, w telewizji Piers Morgan rozmawia z ocalałymi... Po co? Po to żeby teraz wszyscy dociekali czy to wydarzyło się naprawdę chociaż absolutnie nigdzie w filmie nie jest to jasno powiedziane?
I nie. To nie wydarzyło się naprawdę. Ten człowiek i jego historia została zmyślona.
Nie ma w tym nic złego tylko pozostaje pytanie o zamysł i morał.
W przypadku filmów opartych na faktach nie ma co mieć pretensji do życia, że tak napisało scenariusz.
A tu? Jaką naukę miałbym wynieść z seansu? Że nie warto być alkoholikiem? Że nie warto żyć w kłamstwie? Że warto uznać swe słabości i znaleźć w sobie siłę do poprawy? Że prawo i biurokracja nieczułe są na ludzkie słabości i wszyscy jesteśmy niewolnikami paragrafów? Że powinniśmy odpowiadać za swoje czyny? Nie zbyt miałkie i banalne to przesłanie, przy całej jego dobrej woli i szlachetności? Nie zbyt spektakularna i ciężka ta fabuła do tak lichego morału?