Czytam i czytam Wasze komentarze i nigdzie nie doszukałam się wypowiedzi na temat nadmiernej religijności w filmie. W pewnym momencie miałam wrażenie, że ta katastrofa to znak od Boga dla Whip'a, że czas na zmianę, czas na zerwanie z nałogiem i cały film będzie o wierze, Bogu, jego ,,wszechmocności", przypisywaniu mu wszystkich zasług, a na końcu Whitaker będzie tak napruty, że sam Stwórca stanie mu przed oczami i będzie prosił go trzeźwość - pomijając fakt, że tematem miało być śledztwo w związku z tragicznym wydarzeniem, w efekcie wyszła tandeta o żałosnym alkoholiku. No k**** geniusz -_-'