Nie zawiodłem się. Porządny scenariusz, po scenie katastrofy fabuła prowadzi nas prostą linią, ale jednocześnie sugeruje nam, że film może skończyć się na sto rożnych sposobów. Świetna postać głównego bohatera, który podczas jednego z nieudanych lotów ze względu na usterki techniczne maszyny ratuje 90% załogi. Pilot ma jednak jeden problem - jest alkoholikiem. Traci przez alkohol wszelkie objawy ludzkiej przedsiębiorczości, ogłady i zdawać by się mogło, że pozostanie w życiu sam na zawsze, ale jednak są ludzie, którzy chcą jej jeszcze pomóc. Są to ludzie wierzący głęboko w jego żywot, jako genialnego pilota, który na pewno w przyszłości uratuje jeszcze wiele osób przed potencjalnymi katastrofami i ludzie, którzy sięgnęli dna tak samo, jak i on. Bohater jednak wzbrania się, chcę tylko świętego spokoju, a nie przyjaźni. Alkohol całkowicie zawładnął jego życiem, ucieka na prowincjonalną farmę właśnie, aby oddalić się od żywej duszy.
Oponentem w filmie jest alkohol, który wciągnął pilota w piekielną grę, która może skończyć się na wiele sposobów. Wiadome jest tylko jedno - nigdy nie przestanie być alkoholikiem. Podczas seansu obserwujemy wielokrotnie nawrócenia (wyrzucanie wszelkiego alkoholu z szafek, lodówek, piwnic), jak i ponowne upadki (wrócenie do picia). Chce za wszelką cenę pozostać czysty w ludzkich opiniach.
Bohater na końcu jednak poddaje się i ujawnia wszystko publicznie, nawet swój alkoholizm, który gasi ostatnią iskierkę nadziei na powrót do steru samolotu. Poddanie się to pokazuje, że z jednej strony przegrał, ale z drugiej jest teraz czysty, nie ma nic do ukrycia i jest spokojny o swoją duszę.