Jeden z niewielu filmów o artystach, który jest naprawdę dobry. Może dlatego, że zamiast pretensjonalnego fresku o ambicjach ogarnięcia całości, dostajemy zaledwie szkic do portretu. I ta metoda się sprawdza! I tak nie będziemy w stanie dotrzeć do istoty geniuszu, zajrzeć w głąb artysty, może więc kilka dobrze dobranych migawek wystarczy, by zasygnalizować to, co najważniejsze. Czasem kilka pobieżnych kresek więcej może uchwycić z charakteru portretowanego niż wycyzelowany w każdym szczególe portret.
Zachwyciła mnie strona wizualna filmu. Oto niesamowite dzieła Bacona ożyły na ekranie, znalazły swoje przedłużenie na taśmie filmowej. Aż ciarki przechodziły po plecach! Wielkie brawa dla reżysera i operatora. Zrozumieli oni, że nic nie może nam więcej powiedzieć o artyście niż jego własne dzieła.
Zgadzam się. Żadna teoria nie zastąpi wejścia w obrazy malarza. BTW, Mauricio Kagel nakręcił analogiczny film z perspektywy głuchego Beethovena ('Ludwig Van'). Przyjemne to nie jest, po seansie człowiek jest wyżęty jak stary ręcznik, ale zaczyna się rozumieć, dlaczego maestro oskarżał służące o trutkę w zupie... przy tych szumach można faktycznie dostać kota.