Jak pomyślę, że Besson jest współautorem scenariusza do filmu "Revolver", to ciężko mi 
uwierzyć, że wciąż mowa o jednym i tym samym człowieku (Revolver - film wybitny). Są filmy, 
które drwią z odbiorcy w sposób inteligentny ("Her" Spike'a Jonesa), a są takie, które zamieniają 
półprawdy w ćwierćprawdy i podają ci je podane z ketchupem z Biedronki. 
Na moje nieszczęście, idąc na seans "Lucy", komparatywnie czytałem sobie książkę "Selfish 
Gene" Richarda Dawkinsa. Dysonans poznawczy jakiego dostąpiłem pomiędzy tymi dziełami 
powoduje, że pozostaje mi jedynie skonsumować zakupiony trunek w samotności i solidnie 
przemyśleć motywy kierujące co niektórymi zwierzętami-ludźmi. Dla mnie Prawda jest wartością 
istotną i każdy kto podnosi na nią rękę, powinien zostać spoliczkowany dwa razy; raz drugi na 
przyszłość, przezornie. 
 
Za złe Bessonowi mam to, że do połowy utrzymuje widza w iluzji, że z filmu może coś będzie. 
Później wypływamy w ocean bezsensu i już tylko Morgan Freeman świeci oczami za kiepskie 
pomysły reżysera / scenarzysty. 
To jest mogiła dla Bessona i skaza na dorobku Freemana. O Johanson nie piszę, bo jak zawsze 
- jest kiepska. 
 
 
PS: Tegoroczna "Transcendencja" jawi się przy "Lucy" niczym dzieło wybitne. Jednakowoż sama 
w sobie wybitna nie jest, co tylko potęguje poczucie obcowania z miernością po obejrzeniu 
"Lucy"...