Wychodząc dzisiaj z kina stwierdziłam, że film był popieprzony, ale w bardzo pozytywnym sensie. 
Świetna gra Scarlett, no i końcówka tak bajeczna. Nie spodziewałam się tego po Lucu Bessonie, 
chociaż przyznam się szczerze, że nie znam jego całej twórczości, mimo wszystko wydaje mi się, że 
to trochę coś innego niż w tych kilku filmach jego reżyserii, które widziałam. No może poza tymi 
licznymi ofiarami :P Weszłam na filmweb z przekonaniem, że znajdę same ochy i achy a tutaj 
niespodzianka: 6,5.
Z jednej strony Luc chciał dać dużo uwielbianej przez siebie,naciąganej i taniej akcji (multum policji,broń,strzelanie,pościgi),a z drugiej chyba chciał stworzyć coś "ambitnego" i zmuszającego do myślenia (co czyni nas człowiekiem,czy niektóre teorie zakładające,że człowiek wykorzystuje tylko ok. 10% swojego mózgu,co by było gdyby wykorzystywał więcej i tak dalej). W efekcie nie wyszło mu ani jedno,ani drugie. Sensacja z tego słaba,a wątki moralne strasznie tandetne. Bardzo słabe sci-fi,coś pokroju wiedzy bezużytecznej. Wszystko to zwieńczone beznadziejną grą SJ,która staje się gorsza z filmu na film. Scena w więzieniu,kiedy Lucy zaczęła wić się po ścianie ubawiła mnie bardziej niż nie jeden horror klasy B. Oczywiście jest to tylko moja subiektywna opinia,która jak widać nie jest zbyt pochlebna. Trochę szkoda mi Bessona, w sensie jego "Angela" była naprawdę świetna,a ten film strasznie mnie rozczarował. Jedyny plus za pomysł z wpleceniem scen rodem z Animal Planet na samym początku filmu.