Mogło by się wydawać iż Luc Besson to gwarancja a przynajmniej szansa dobrego kina. A tymczasem trudno oprzeć się wrażeniu, iż postanowiono skopiować sukces obrazu "Jestem Bogiem" przy minimalnym wysiłku zatrudnienia atrakcyjnej odtwórczyni głównej roli. I może nawet coś by z tego wyszło, gdyby autor scenariusza nie "pojechał po bandzie". Zwiększona percepcja zmysłowa - OK, wzmożona stymulacja mięśniowa - czemu nie, telepatia - może być. Ale to co wyczynia główna bohaterka dalece wykracza poza granice fantastyki (nawet tej bajkowej). Oczywiście całość okraszona mnóstwem efektów specjalnych. Chęć pokazania kolejnych efekciarskich możliwości Lucy burzy nawet ciągłość fabuły filmu. Wszystko ubrane w pseudo naukowe tezy, żywcem wyjęte z marzeń sennych 10 letniego dziecka. 
Zawsze przy okazji tego rodzaju obrazu zadaję sobie pytanie, gdzie podziało się inteligentne kino SF? Takie filmy jak: "Impostor", "K-Pax" czy "12 Monkeys" miały pewnie 10x mniejszy budżet, a przy "Lucy" urastają do miana arcydzieł kina. W zasadzie nawet zbliżone tematycznie "Transcendence" czy "Machine" biją ten obraz na głowę, bo choć przez chwilę zmuszają do jakiejkolwiek refleksji. Czyżby reżyserzy uwierzyli w tezę, iż dzisiejszy widz ma umysł 10 latka?