Przesłanie niby genialne, ale wkradło się mnóstwo debilizmu którego łatwo było uniknąć. Są sceny, które to bardzo zachwycają i pobudzają wyobraźnie(nawet Lovecraft się leciutko kłaniał :>), i są też sceny, które to chyba Michael Bay wyrzygał. Po cholerę czarny charakter, który tylko kradnie czas na ekranie, i z którym walczy równie debilna policja. Po co w ogóle taki wątek w filmie o kimś kto stopniowo zostaje bogiem? Gdyby film skupił się bardziej na psychologii bohaterki i o tym jak postrzega świat to film mógłby być jednym z lepszych jakie widziałem. A tu taka klapa. :L