Morgan Freeman gada bzdury, ale przynajmniej gada bzdury głosem Morgana Freemana. Scarlet Johannsdottir eksportuje wp*dol na zasiedlony przez koreańską mafię Tajwan (wtf?), mszcząc się za to, że przypadkiem zamienili ją w Marvel Girl.
A reszta to klasyczny Luc Besson z pościgami i strzelaninami.
Podsumowując, jak ktoś lubi Bessona, to dobre, jak ktoś nie lubi, to słabe. Lepszym filmem z podobnym motywem przewodnim, ale dużo mniejszą rozpierduchą, było "Jestem Bogiem" z 2011r. (nie ten o raperach).