Coraz bardziej można zauważyć pewien schemat jaki prezentują współczesne filmy: jeden bohater-
zdarza się mu coś przykrego-staje się niesamowity przez jakieś tam nielogiczne zdarzenie. Ile razy
można to wałkować? Nie mówię tu już o avengersach ( tak można to napisać? ) czy spider-man'ie
ale o innych popularnych filmach, które wypełzają z wytwórni i się nie niczego nie wstydzą. Ktoś jest
super-inteligentny i zaczyna liczyć karty w kasynie, czy tam inna postać przez wypadek zostaje
przemieniona w robota-policjanta, jakiś biznesmen jest tak sprytny,że w głowie się nie mieści, czy
może jakiś iluzjonista czy grupa iluzjonistów tworzą rzeczy niewyobrażalne. Czy naprawdę jesteśmy
na to skazani?
To są archetypowe historie, na wzór mitów i legend, proste jak budowa cepa. Ludzie kochają historie o sukcesach i zwycięstwach, pozwalają im na chwilę być bliżej uczuć związanych z sukcesem. W ambitniejszych filmach też są te schematy, np Piękny Umysł. Natomiast Lucy ma ten minus, że jest powieleniem Limitless.
Można sobie jęczeć, stękać, albo po prostu skupić się na filmach ten temat pomijających. Z drugiej strony - jeśli jest na to popyt, to i będzie się takie filmy produkować, czy się to jednostkom podoba czy nie. Tylko, że to Polaczkom podobne - stękać, kwękać i użalać się nad WSZYSTKIM. Nie mówię, że nie możesz marudzić - marudź, a co! Ale błagam, jak Cię tak bolą tego typu filmy - dostosuj się do mojej propozycji nr1