Beznadziejna historia. Tak głupia i naiwna, że aż śmieszna. Co z tego, że Cruise grał pięknie i co z tego, że Nicholson bronił się z genialną zaciekłością, skoro całość zwyczajnie nie trzymała sie kupy.
Jakim cudem młody, niezwykle utalentowany prawnik podejmuje się sprawy z góry skazanej na klęskę tylko dlatego, że jakaś panna nazywa go tchórzem? Od kiedy odwagą nazywa sie głuptę? Jesteś błyskotliwy, inteligentny, a mimo to zaprzepaszczasz całą swoją karierę, żeby udowodnić sobie... no właśnie co? A może ojcu... no właśnie co? A może jej... no właśnie co? Że jesteś pozbawionym wyobraźni idiotą? No ale przecież nie jesteś. Więc jakim cudem godzisz się na to wszystko i z uśmiechem biegniesz ku własnej zgubie?
Historia nie dość, że głupia to jeszcze strasznie przewidywalna. Wszystko idzie jak po sznurku. Nie napiszę, że zmarnowano tutaj potencjał, bo takowego zwyczajnie nie było. Jedyną wartością tego filmu jest świetna gra aktorów (rodzaj męski...), w tym wybitna kreacja Jacka Nicholsona. Niestety nawet on nie był w stanie wybronić tego gniota. 4/10
Jak Gniecie pryszcze:P przepraszam, ale od razu mi się tak to skojarzyło:P Łatwo jest napisać o świetnym aktorze, że stworzył wybitną kreację. Cóż za odkrywcze stwierdzenie.....Może młody, utalentowany prawnik wziął wydawałoby się przegraną sprawę po to, żeby udowodnić, że takie też można wygrać? Że warto podejmować ryzyko? Aleeee nie, według niektórych lepiej brać tylko te sprawy, które wygra się na bank i zdobędzie prestiż, tylko: "no właśnie" co to za wygrana, która przychodzi z łatwością?:)