Jak można takie łzawe, żałosne, kiczowate widowisko, gdzie gra aktorska i scenariusz są na bardzo
niskim poziomie (patrz: sceny tulenia wnuka przez dziadka z obowiązkowo patetyczną muzyką czy
absolutnie kuriozalna scena "naparzania" się ojczulka z synem pośrodku drogi po niemniej
niedorzecznej zapaści i śmierci innego syna) stawiać w rzędzie najlepszych filmów, chociażby
dekady? Ciężko mi to pojąć. No ale Turków nigdy i nigdzie nie zabraknie, więc filmowi nie spadnie
pewnie szybko poniżej maksymalnej liczby gwiazdek. Jeśli brak jakości, załatwi się ilością (głosów)
- patrz imdb... Ech...
Racja, film to istna makabra. Zagubione wątki, papierowe dialogi, jowialność nie tłumacząca ludyczności i do tego tytuł upośledzonego kina drogi z kliszami scenariuszowymi. O nakręceniu czegoś ukazującego sielankę rodzinną pewnie nie raz marzył Bergman. Z kolei ukazywania świata w oczach dziecka reżyser mógłby się uczyć od Kolskiego (patrz: "Historia kina w Popielawach"), natomiast kunsztu filmów opowiadających o powrocie do przeszłości i korzeni od Wendersa ("Paryż, Teksas") lub Lonergana ("Manchester by the Sea").