"Mój rower" Trzaskalskiego obalił popularny w ostatnim czasie internetowy stereotyp
mówiący, że aby coś było warte uwagi musi mieć cycki. Zaskakujące połączenie
schorowanego dziadka, sfrustrowanego ojca(sic! Nie mylić roli Artura Żmijewskiego z postacią
Ojca Mateusza i jego kolejnym epizodem przygód, chociaż nawet wtedy ta historia była by
realistyczna) i nastoletniego wnuka wyruszających w poszukiwania 75 letniej babci, która
przeżywa swoją drugą miłość okazało się świetnym przepisem na odświeżenie motywu
rodziny tuż przed świętami. Wszystko jednak nie smakuje jak stary kotlet lecz coś zupełnie
nowego i świeżego.
Skłóceni, bez wzajemnego zrozumienia wyruszają w podróż, która okazuje się być
przygodą życia. Film o tym jak brak dialogu między najbliższymi niszczy nasze życie. Scenariusz
o smutku, miłości i wsparciu wyrwany życia. Pokazuje jak ważni jesteśmy dla siebie wzajemnie
pomimo kłótni i sporów. Do oglądania nie tylko przez ojca i syna ale również dla kobiet, co
pozwoli im lepiej zrozumieć swoich mężczyzn. Dawka humoru większa niż w niejednej polskiej
komedii i to bez moralnego kaca.
Można o nim powiedzieć: podręcznik dla życia a każdy odnajdzie w nim swoje drugie dno
pasującego do jego sytuacji. Ja żałuje tylko tego, że już nie mogę wybrać się na ten film z
moim tatą.
Recenzja fajna. Autor mógł jednak bardziej opowiedzieć o losie bohaterów i dodać w niej więcej puenty. Film bardzo mnie zaskoczył. Również polecam.
{SPOILER}
Ładnie napisana recenzja ładnie opowiedzianej historii.
Jak miło:
Każdy facet ma ojca z jakimiś problemami, on sam problemy te dziedziczy i powiela.
Każdy robi karierę i mimo pozornie grubej warstwy tłuszczyku jest bardzo delikatny.
Faceci lubią się powygłupiać, niekiedy może trochę poświńtuszyć to i film musi być śmieszny.
Zakończenie głupie i infantylne. Widz ma popłakać, ale każdy z tej trójki idzie swoją drogą, bierze swój rower, ot taki epizod w życiu.