Śmiało mogę napisać, że to Artur Żmijewski ''pociągnął'' ten
film, i śmiało mogę powiedzieć też, że forma przekazu tego,
jakby nie patrzył dramatu, odbiega dalece od oczekiwań jakie
z nim wiązałem. Po prostu cholernie się na nim zawiodłem i
tyle. Dlatego też, nie mogę za sam interesujący temat,
wystawić wysokiej oceny. Według mnie pan Trzaskalski
stworzył bez mała kino ''familijne'', dozwolone od lat co
najmniej 16, bo dla mnie ten komediodramat, który pewnie
miał kroczyć ścieżką psychologiczną, przeradza się w zwykłą
groteskę.
Tak prawdę mówiąc postaci w filmie są zbyt jednolite. Liczymy
na głębokie doznania, przemiany, ale dostajemy tylko ich
skromny zarys, tak jakby duma bohaterów nie pozwalała im
na więcej. Ich przyznanie się do błędów, podziękowania lub
przyznanie racji, mają charakter bardzo powierzchowny i
wyglądają jak mruknięcia spod nosa, włożone gdzieś
pomiędzy zdania. Nie płyną z tego żadne nauki dla pokoleń.
Kreacje natomiast, mimo iż tak rozpoznawalne, są bardzo
kiepsko odegrane. A szkoda, bo mogłyby być jednymi z
lepszych w rodzimym kinie, ostatnich lat. Wspomniany Artur
tylko podołał zadaniu.
To samo tyczy się fabuły. Z czegoś co może nie miało mną
wstrząsnąć, ale z pewnością wprawić mnie w bezruch i
zaciekawienie, rodzi się biesiadna historyjka. Ot trzech nie
mogących się ze sobą dogadać facetów, jedzie w plenery, aby
na przemian obrzucać się błotem, ukrywać przed sobą
poronioną dumę i ... biwakować. Panowie odkrywają przed
sobą karty w nieszczególny sposób. Były chwile, które mnie
lekko do tego widowiska wręcz zniechęcały. Surowizna relacji
i ogromna pretensjonalność w połączeniu z żywymi,
fantastycznymi kolorami otoczenia, wydaje się tu zbyt gryząca.
Do tego dochodzi w ogóle nietrafny ''amerykański'' styl
bluesowy, nie mający moim zdaniem nic wspólnego z
naszym obrazem, oraz dużo innych irytujących dźwięków.
Raptem tylko kilka fragmentów muzycznych jest świetnych, a
zwłaszcza sceny finałowe, ale to za mało na większe uznanie.
Tak więc największym atutem (o dziwo) jest nie tyle postać
Pawła co sam Artur Żmijewski, który po prostu ''kupił'' widza
swoją żywiołową, nadpobudliwą grą na ekranie. Wyróżnia się
On tak samo jak cudowne plenery, piękne zdjęcia i głębokie
kolory, na tle całej tej przeciętności.
Te walory zaważyły nad ostateczną oceną, która wynieść
może co najwyżej u mnie 5/10.
Pozdrawiam
coz, moge sie tylko pod tym podpisac. a propos muzyki, muzyka zupelnie na poczatku filmu (kiedy ida napisy z obsada) bardzo zniecheca do dalszego ogladania, strasznie dawala po uszach i przypominala bardziej kakafonie niz utwor muzyczny. potem tez lepiej nie bylo.
Przez jakiś rozpęd w pisaniu, zapomniałem wcześniej dodać, iż jedynym co mnie w tym filmie rozbawiło, a przecież to KOMEDIOdramat, była wstawka na temat alkoholu:
''każdy alkohol jest bardzo dobry z wyjątkiem denaturatu, który jest dobry''. Słodycz :)
Zastanawia mnie gdzie do jasnej cholery był reżyser, że pozwolił na tak rażącą grę dziadka i wnuczka?
Szkoda tego filmu na prawdę, bo mógł być to obraz pokoleniowy o przemijaniu, utraconych więziach rodzinnych, które warto odnawiać i pielęgnować, próbie naprawiania błędów czy jednaniu się. Niestety jest tylko zwykłą ''majówką''.
Ja tak bardzo surowy jak Ty nie byłem i chyba bardziej tym razem przemówił przeze mnie obiektywizm, bo gdybym rzeczywiście chciał subiektywnie pojechać po ocenie, byłoby max 3. Jedno wiem. Nie ma po co wracać do ''Mojego roweru''. Idzie w końcu wiosna i wolę wyciągnąć z piwnicy własny rower :)
A zmieniając temat, lubię jak ktoś umie oceniać filmy tak jak Ty to robisz, czyli stosuje rozbieżną skalę ocen, bo rozróżnia 2, 5, 7 czy 9, a nie tak jak niektórzy strzelają 1-5-10.
pozdro
hm, ogladalam go dosyc dawno na maratonie filmowym i z tego co pamietam nic mnie w nim nie rozbawilo, a niektore teksty, ktore zapewne mialy byc smieszne, wrecz ociekaly prymitywizmem. nie zacytuje dokladnie, ale na pewno 2 razy byl tekt na zakonczenie jakiejs konwersacji miedzy mlodym a starym w stylu "tamto?" i odpowiedz "sramto!", co mialo byc zapewne smieszne. wtedy zaczelam sie zastanawiac po co na tym filmie zostalam, no ale sie czegos nie ocenia, jak sie do konca nie obejrzy.
gdzie byl rezyser? mialam wrazenie, ze to jakis film amatorski, a aktorzy sami sobie sa rezyserami. jak pisales, poza Zmijewskim, ktory sie uwijal jak mogl ze swoja postacia, postaci wnuczka i dziadka w ogle nie zarysowane. mlody to bardzo wyszczekany wyrostek i... no, bardzo wyszczekany wyrostek. na dodatek badzo antypatyczny i chamski momentami. z kolei dziadek to totalne bezplciowe lelum-polelum. chcialabym moc cokolwiek o nim napisac, jakakolwiek jego charakterystyczna ceche osobowosci, nic, pustka, rownie dobrze mogloby go w filmie nie byc i by sie nie poczulo roznicy.
dla mnie to nawet nie zwykla majowka, bo np. gdy ojciec i dziadek dowiaduja sie o tym, ze mlody zrobil dziecko nauczycielce to... nic sie nie dzieje! ja rozumiem, ze rodzice moga byc tolerancyjni, wyrozumiali itd. no ale zeby w tym momencie taka wiadomosc nie spotkala sie z jakims wiekszym wybuchem emocji? przeciez to bardzo nienaturalne, a film niby mial byc bardzo ludzki, o relacjach miedzyludzkich.
co do oceny to jak pisalam, ogladalam go na maratonie. pierwsza byla bodajze drogowka, ktora bardzo pozytywnie mnie zaskoczyla (nie orientowalam sie wczesniej kto to ten Smarzowski;p) i ten film ustawil nastepnym poprzeczke wysoko. potem byl sep, ktory mnie bardzo zawiodl, tak, ze myslalam, ze juz nic mnie bardziej nie zawiedzie na tym maratonie. no i potem byl moj rower.... jak sep dostal 4 to tu ocena mogla byc tylko jedna;) potem jeszcze bylo poklosie (cos miedzy rowerem a sepem, jednak blizej 4 niz 1) i wyszlo, ze po pierwszym filmie moglam isc do domu sie wyspac... staram sie oceniac filmy i pod katem moim emocjonalnym i pod katem wykonania jako takiego. no i nie sugerowac sie nazwiskiem rezysera ani reklama. 1 i 10 jednak zawsze beda mialy ta przewage wrazenia emocjonalnego nad elementami obiektywnymi, tak sadze. ale fajnie, ze doceniasz moj system oceniania:)
a z tym rowerem na wiosne to juz chyba niedlugo, choc zima dlugo nam na to nie pozwalala. sama czekam, zeby go wyciagnac;)
pzdr!
Smarzowski to poza Niewolskim człowiek, który ''kręci'' odmiennie od starej gwardii i dlatego też pozyskał już kiedyś moje uznanie. Jego ponura rzeczywistość, ukazana w satyryczny sposób w ''Weselu'', czy postawienie mnie w sytuacji bez wyjścia, czyli ''jak się znaleźć w nieodpowiednim miejscu i czasie'' w ''Dom zły'', to wręcz kapitalne i zupełnie nieprzerysowane (jak niektórzy tu wrzeszczą) obrazy, naszej społeczności. Ogólnie poza ''Moim rowerem'', zawiodłem się jeszcze na jednym ubiegłorocznym filmie, ''Jesteś Bogiem''. Totalne przereklamowanie. ''Sępa'' jeszcze nie widziałem, ''Pokłosie'' czy ''Róża'' oczywiście trochę ''uwypuklone na rzeczywistość'' co nie znaczy, że kompletnie przekłamane. Ale to już inna sprawa.
Wracając do dziadka Włodka, to tak jak piszesz. Zwykłe lelum-polelum. Tylko gorzała, wędka i bełkot. I niech nikt mi czasami nie wciska, że ma już swoje lata, to tylko tyle mu pozostało. Bzdura jakaś. Pewnie całe życie tak urzędował, bo inaczej relacje z Pawłem byłyby zupełnie inne. Ale co tam. Mleko się rozlało i pozamiatane.
Teraz pozostaje mi się uzbroić już tylko na ''Drogówkę'' :)