Zabrakło mi tego czegoś, żeby się wzruszyć czy przynajmniej kibicować bohaterom. Chociaż wszystko kończy się dobrze (i nie jest to żaden spoiler, a raczej oczywista oczywistość przy tego typu filmach), cała historia, w moim odczuciu, ukazuje zakrzywiony obraz rzeczywistości. Jak zwykle, osoby nierozsądne kreowane są na bohaterów, którzy swoim porywczym zachowaniem i wychodzeniem poza schematy doprowadzają do happy endu. Z drugiej strony bardzo się cieszę, że powstają filmy poruszające kwestie osób w spektrum oraz ich otoczenia - tego jak może wyglądać taka rzeczywistość. Na plus są też wstawki komediowe, dzięki którym film o trudnej tematyce dostaje lekkości. Dodatkowo, w moim odczuciu bardzo dobrze zostali dobrani aktorzy - ze wspaniałym de Niro na czele. Dużym zaskoczeniem okazał się być wuj Ezry, w którego wcielił się aktor bezspornie kojarzony z rolą Dwighta z TheOffice. Ps czy tylko ja patrząc na głównego bohatera miałam skojarzenie z Abelardem?! :D
Dzięki za komentarz. O ile podobało mi się w filmie dosyć wiarygodnie (i mało stereotypowe) przedstawienie dziecka ze spektrum autyzmu, o tyle postać ojca i jego postawa wzbudzała we mnie skrajną irytację i to na każdym kroku. Od impulsywnego uderzenia lekarza/prawnika poprzez zabranie syna, aż do odmowy stosowania się do jakichkolwiek zaleceń specjalistów (szkoła, plansze aktywności, szczotka sensoryczna), żeby pomóc synowi. Facet żył po prostu w zaprzeczeniu i nie potrafił zaakceptować syna takiego, jakim był. Udawał tylko, że wszystko z nim ok. To nie jest bezwarunkowa ojcowska miłość- tylko okłamywanie samego siebie i negacja rzeczywistości oraz realnych potrzeb dziecka. Straszny obraz ojca- nie wzbudził on we mnie zadnej sympatii.