Operuje innym językiem filmowym niż większość komedii. Nie można oglądac tego filmu w jakimkolwiek rozproszeniu, bo działa głównie obrazem, słowo jest podrzędne, a dzieło J. Tati to coś w rodzaju łamigłówki, choć niezbyt trudnej. Czujnie należy łowić drobiazgi: gesty, rekwizyty, miejsca znaczące, czasem trzeba obejmować wzrokiem cały ekran i kilka równoczesnych wydarzeń. Człowiek w filmach tego reżysera niemal nie ma psychiki, zamienia się w pionek w mechanizmie albo sam innych w nie zamienia, a bywa, że i świat przez niego organizowany tak człowieka przemienia. Nigdy jednak te filmy - w tym i "Mój wujaszek" - nie są okrutne i pesymistyczne (jak np.obraz świata skażonego faszyzmem u Pasoliniego w "Salo..."). Są to naprawdę komedie i mimo goryczy zawartej w nich w pewnej dawce (zwłaszcza w filmach od "Mojego wujaszka") - chyba nie mogą być nazwane czarnymi komediami. I bardzo dobrze.