Aktorzy grają przekonująco, muzyka i piosenki są dobrze dobrane. Niestety scenariusz, a szczególnie końcówka, wszystko psują. Najpierw mamy dramatyczne sceny prawie samobójstwa i prawie samokastracji a później magiczny napis "rok później" i już wszyscy znajomi są zachwyceni Helen, konserwatywni dziadkowie na imprezie z własnoręcznie przygotowanymi potrawami a tata kochany i akceptujący. O ile przemiana ojca wypada dość przekonująco, bo miał sporo scen żeby pokazać swoje wątpliwości oraz zagubienie i przekonać nas, że się czegoś nauczył i coś zrozumiał, to reszta jest nieco zbyt bajkowa. Przypomina mi to jakiś serial telewizyjny (to z resztą chyba film zrealizowany dla telewizji), w którym przez kilka odcinków pogrąża się bohatera w coraz większych kłopotach z których nie ma szans się wydostać a później deus ex machina okazuje się, że wszystko obserwował jakiś policjant pod przykrywką, albo zły człowiek do wszystkiego się przyznał i nasz bohater wychodzi w glorii i chwale. I niestety "Mów mi Helen" trochę mi taki zabieg swoim zakończeniem przypomniało. Ale nie żałuję oglądania bo aktorzy w rolach ojca i syna wynagradzają mielizny scenariusza i nieco telewizyjne rozwiązanie fabuły.