Ma ten film swój specyficzny, niespieszny klimat. Nie usprawiedliwia to jednak ewidentnych dłużyzn. Gdyby ten obraz utrzymał poziom, obecny w początkowej i końcowej fazie filmu, mielibyśmy naprawdę smakowity kąsek. Niestety postać szalonego generała, groteskowa i zupełnie komiksowa, demoluje odbiór całości. A szkoda, bo sporymi fragmentami film naprawdę mi się podobał. Nawet jako miłośnik pierwszych Bondów, doceniam specyficzny sposób narracji. Cóż z tego, jeśli ogólny wyraz jest mocno rozczarowujący. Czy więc warto obejrzeć? Dla lubiących kino szpiegowskie lat 60-tych nie będzie to strata czasu, choć niedosyt na świetny film, którym "Mózg za miliard dolarów" mógł być, jednak pozostaje.