A ja jestem trochę rozczarowana. Wielkie brawa dla reżysera za pomysł i warstwę techniczną. Ale scenariusz, muzyka, gra aktorów - jakieś nieposkładane to wszystko wyszło. W jednym z wywiadów Lech Majewski mówił, że z początku Michael Gibson namawiał go do nakręcenia filmu dokumentalno-edukacyjnego: Gibson miał stać przed obrazem i objaśniać, co na nim widać. Majewski chciał jednak fabuły. Jaki jest ostateczny efekt? Jak dla mnie film utknął gdzieś w pół drogi między pierwszą a drugą wizją. I mnie to nie przekonuje. Szkoda.
Moje zdanie jest dokładnie takie samo. Reżyser zatrzymał się w połowie drogi padając przed obrazem Bruegela na kolana. Udało mu się doskonale rozpracować i przenieść językowe dywagacje histoyków sztuki na film. Ale TYLKO TYLE. Pomysłu na to, co ma faktycznie zrobić z całym multum postaci już zabrakło. Jak je prowadzić. Pokazać, co samemu się domyśliło się do obrazu. Zamiast tego mamy inscenicaje, w których oglądamy sterotypwe zachowania z epoki, w której powstał obraz. Nawet nieliczne wypowiedzi aktorów z tego filmu, nie wykraczają poza tyrady.
Reżyser odwołuje się do rozbudowanej symboliki. Ale trochę szkoda, że nie umiał do niej doprowadzić swoimi pomysłami. To jest jak to już ktoś gdzię tutaj napisał bardziej sztuka viedo niż film. Taka oddziaływująca na zmysły wyrafinowana pocztówka filmowa. Reżyser mówił w wywiadzie o benedyktyńskiej pracy nad realizacją tego fimu. Szkoda tylko, że ogólny zamysł przepracowania tego obrazu był aż tak miałki.
Plusem dlatego filmu, może być jego walor edukacyjny. Może nakłonić trochę osób do głębszego przypatrywania się innym obrazom z odległych czasów.
Trochę racji w tym jest. Historie poszczególnych postaci bardzo płytkie. Jednak momenty kiedy Breughel "chodzi po obrazie, zatrzymuje ruch i wyjaśnia chcącemu kupić dzieło co i jak przedstawi, absolutnie MAGICZNE.
Urzekło mnie też to, że kiedy dzieje się jakaś scenka rodzajowa, np. dzieci bawią się w domu, to za oknem, jako tło, jest fragment tego obrazu.
I ta zabawa na końcu. Może źle odebrałem ale takie dążenie do zatracenia, a la chocholi taniec
hmmm...jak was tak czytam to muszę przyznać że trochę zbijacie mnie z pantałyku - mimo wszystko dla mnie ten film oprócz nowatorstwa formalnego kryje w sobie bardzo dużo głębi
pozdrawiam
Oczywiście głębia poszczególnych scen, barw, ogólnie kolorystyka, to wszystko sprawia, że to jednak film, a nie dokument.
Jednak, kiedy czytałem, jak Majewski mówił, że wybrał 9 postaci i właśnie "głębiej" się pochylił nad ich losami, to jak dla mnie tej głębi charakterystyki ludzkiej nie było. Może najlepszy kupiec-M.York-i jego przemyślenia dotyczące stanu państwa.